Mike Tyka jest naukowcem Google i pomógł firmie stworzyć spółkę Deep Dream. Spółka z kolei stworzyła program, który od podstaw maluje rysy twarzy. Działanie opiera się na tzw. przeciwstawnych sieciach wytwórczych (Generative Adversial Networks). Brzmi tak naukowo, że aż odpychająco?
Ale ma to sens. Jedna z sieci tworzy obraz twarzy, podczas gdy druga sprawdza, czy jest prawdziwy, czy też stworzony przez sztuczną inteligencję. Prowadzi to do coraz bardziej bliskich rzeczywistości obrazów. Ta pierwsza uczy się na własnych błędach, a druga rozpoznaje sposób działania pierwszej i wciąż motywuje ją do pracy.
Efektem są oczywiście coraz piękniejsze (a może przerażające?) twarze. Nie są jeszcze oczywiście doskonałe. Widać to choćby po włosach postaci. Można to wyjaśnić tym, że sztuczna inteligencja nigdy nie widziała włosów wystarczająco szczegółowo, by dostrzec ich cienkie nitki. Generowanie opiera się tylko na wstępnych założeniach tego, jak ludzka twarz powinna wyglądać, dalszą część opracowuje już sztuczna inteligencja.
Sztuczna inteligencja może też wykreować własny styl, niczym słynni malarze. Te same dane, ale nieskończona liczba różnych rodzajów możliwych analiz, może prowadzić do zauważalnie różnych podejść do kreacji. Jak rozwinie się ten projekt? Zobaczymy. Na razie Tyka twierdzi, że na tym wstępnym jego etapie nie przejmuje się tym, że twarze nie są doskonale realistyczne. Dużo ważniejszy dla niego jest fakt, że mają doskonałą jakość i wysoką rozdzielczość, co stwarza pole do rozwoju technologii w przyszłości.
źródło: Inverse