Współczesne firmy nie mogą się obyć bez telefonu, komputera i drukarki. Szczególnie w tym ostatnim przypadku zależy nam na jak najtańszej i bezawaryjnej pracy urządzenia. Jak możemy wpłynąć na jakość i wydajność wydruków?
Reklama.
W polskich firmach drukujemy bardzo dużo, chociaż od lat staramy się coraz więcej dokumentów generować jedynie w formie cyfrowej. Według raportu „Wykorzystanie papieru w przedsiębiorstwach działających w Polsce” firmy KPMG, miesięcznie na jednego pracownika biurowego przypada aż 650 wydruków. Nawet jeśli przyjmiemy, że pojedynczy wydruk kosztuje nas dziesiąte, jeśli nie setne części grosza, to w skali miesiąca, szczególnie w przypadku większej firmy, uzbiera się niemała kwota.
Dom a firma
Chociaż wiodący producenci drukarek od lat starają się zrównywać te dwa segmenty pod kątem jakości i możliwości urządzeń, to sprzęt przeznaczony do biura i firmy ma zdecydowanie większy potencjał niż w przypadku drukarek dla użytkownika domowego. Największa różnica jest oczywiście w miesięcznej wytrzymałości urządzenia i najczęściej w szybkości druku (chociaż w tym drugim przypadku granica zaciera się dość szybko). Nic dziwnego, użytkownik domowy, jeśli w ogóle osiągnie poziom zużycia drukarki nawet niewielkiej firmy, to będzie to sytuacja jednostkowa – w przypadku firmy mamy niemal pewność, że urządzenie będzie obciążone stale i jakikolwiek przestój w jego pracy stanie się małą (lub większą, jeśli zdarzy się to w najmniej odpowiednim momencie) katastrofą.
Drukarki to przede wszystkim mechanizmy, a te lubią się psuć. Tym częściej, im bardziej są zaawansowane, a dzisiejsze urządzenia drukujące to prawdziwe fabryki zamknięte w niewielkich obudowach. Producenci są tego świadomi i starają się ograniczyć liczbę elementów mogących ulec zużyciu i awarii – trend ten jest najbardziej widoczny w segmencie drukarek atramentowych (ostatnim pomysłem, szczególnie w urządzeniach HP z technologią PageWide, jest nieruchoma głowica drukująca). Jednak dziś musimy być bardzo czujni, jeśli przypadkowo nie chcemy sobie zaszkodzić – wystarczy kupić nieoryginalne materiały eksploatacyjne, by nieświadomie skomplikować pracę firmy.
Fałszerstwo jest zmorą większości rynków, ale to branży elektronicznej daje się we znaki najmocniej – głównie ze względu na bardzo dużą różnicę między kosztem wyprodukowania podrobionego produktu a ceną jego sprzedaży. Przy wykorzystaniu najtańszych i najsłabszych podzespołów koszt jednego urządzenia może wynieść kilkadziesiąt dolarów, a cena sprzedaży to już kilkaset. Oszustom nie umknęły także te materiały eksploatacyjne, które nie są tanie ze względu na zaawansowany tryb ich produkcji (dzisiejszy oryginalny atrament to dosłownie technologia w płynie). Efekt jest łatwy do przewidzenia – bezradność konsumenta przy zakupach. Bo jak odróżnić produkt podrobiony od oryginalnego, jeśli nawet opakowanie jest takie same, nie wspominając o hologramach (których i tak nie odróżni nikt, poza specjalistami)? Cóż, jednak w tym względzie nie jesteśmy skazani na bezradność.
Producenci kontratakują
Z punktu widzenia producentów fałszywki czynią coś o wiele gorszego, a nie tylko zabierają należny im zysk – przede wszystkim pokrzywdzeni konsumenci skierują swoje pretensje w pierwszej kolejności właśnie do wytwórców, którzy nie mają nic wspólnego z wyprodukowaniem bubli, a są oskarżani o dostarczenie niepełnowartościowego produktu. W przypadku użytkowników drukarek problemem jest nie tylko to, że zapłacą pełną cenę za coś, co nie będzie warte nawet jednej dziesiątej jej części, ale i ryzykują uszkodzeniem samej drukarki. Fałszywe materiały eksploatacyjne narażają nas bowiem na koszty związane z niepoprawnym działaniem drukarki, wydruki są dużo gorszej jakości – nietrudno wyobrazić sobie na przykład fotografa, który miałby nieprzyjemność zakupić fałszywy atrament. A piszemy tu o mechanizmach na tyle delikatnych i precyzyjnych, że czasami wskutek awarii sprzętu może stać się niezbędne kupno nowego.
Nawet jeśli unikniemy wymienionych wyżej problemów, to wciąż nieświadomie użytkując nieoryginalne materiały, znacząco obciążamy swój portfel.
Na szczęście rozwiązań mamy sporo – dziś praktycznie każdy producent udostępnia możliwość sprawdzenia oryginalności zasobników na stronie internetowej (po wpisaniu numeru seryjnego lub kodu z zasobnika) czy też za pomocą aplikacji skanującej kody. Takie rozwiązanie jest jednak idealne dla użytkowników domowych lub niewielkich firm, w których zużycie tuszu nie jest zbyt duże – w przypadku większych przedsiębiorstw, gdy materiały zamawia się z dużym wyprzedzeniem, nierzadko w setkach, a nawet tysiącach sztuk, mozolne sprawdzanie każdego egzemplarza sparaliżowałby prace firmy, która musiałaby oddelegować do takiego zadania swoich pracowników.
W tej sytuacji doskonałą opcją będzie skorzystanie z rozwiązania, które udostępnia coraz więcej producentów, między innymi HP – zlecenia audytu bezpośrednio w firmie, w której pracownicy producenta dokonają kontroli zakupionych przez nas materiałów. Jeśli mielibyśmy pecha kupić materiały nieoryginalne, mamy pewność, że zostaniemy wspomożeni w walce z nieuczciwym sprzedawcą.