Przezroczysty, 70-proc. trunek jest zazwyczaj sprzedawany spod lady. Bo, choć gmina Łącko od lat znana jest na całą Polskę (i nie tylko) z produkcji swojej śliwowicy, prawo oficjalnie zabrania jej wytwarzania. I, biorąc pod uwagę deklaracje polityków, ten stan rzeczy nieprędko ulegnie zmianie.
W Minnesocie co roku odbywa się największa zbiorowa degustacja śliwowicy. W jej trakcie grupa sędziów decyduje o tym, która z nich powinna dostać miano najlepszej na świecie. W 2005 roku ten zaszczyt przypadł śliwowicy produkowanej w gminie Łącko. I wszystko byliby zadowoleni gdyby nie to, że zwycięski trunek do tej pory jest wytwarzany...nielegalnie.
Władze Łącka starają się o zalegalizowanie handlu od 1989 roku. Urzędnicy pozostają jednak niewzruszeni - śliwowica jest bowiem wytwarzana domowymi metodami i, zdaniem ustawodawcy, jest po prostu zwykłym bimbrem. A to oznacza, że produkcja i obrót nią są przestępstwem. Mimo to w gminie jej wytwarzaniem para się około 300 osób, a lokalne władze przymykają na to oko.
Pod drodze zapewnień ze strony polityków o dobrej woli było oczywiście dużo. W 2005 roku obietnice zalegalizowania alkoholu złożył ówczesny wiceminister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. W kolejnych latach podobne deklaracje składał również Janusz Palikot i Jarosław Gowin.
Wszystko wskazuje również na to, że ta sytuacja nieprędko się zmieni. – Ciągle wypada coś innego, co odwleka sprawę legalizacji okowit, w tym i śliwowicy - przyznał w rozmowie z money.pl senator Stanisław Kogut. Zauważa, że ministerstwo ma jednak ważniejsze sprawy na głowie, ot choćby uszczelnianie VAT-u. – Do dwóch lat powinni się z tą kwestią uporać – deklaruje.