Absolwent medycyny marzył o byciu lekarzem, ale rzeczywistość brutalnie wszystko zweryfikowała. Robi teraz karierę w Biedronce... i bardzo sobie to chwali.
Adam, bo pod takim imieniem ukrywa się bohater tej historii, odbywał najpierw darmowe praktyki w szpitalu. Po wakacjach może jednak liczyć na pierwsze pieniądze – całych 1,4 tys. zł na rękę za trzy miesiące praktyk. Wciąż będzie w plecy. Powód? Musi ukończyć kursy, za które trzeba zapłacić niemałe pieniądze. Przykładowo, kurs USG kosztuje ok. 2 tys. zł.
To wszystko skłoniło młodego mężczyznę do pracy w Biedronce. – Zobaczyłem ulotkę pobliskiej Biedronki. Szukali pracowników za 2520 zł brutto już na wstępie, czyli pół tysiąca więcej niż w szpitalu. A dodatki nieporównywalnie lepsze. Można tam iść praktycznie z ulicy. Bez kosztownych i długich studiów, a odpowiedzialność jest o niebo niższa – mówi w rozmowie z „Faktem”.
Biedronka zapewniła mu niezbędną odzież roboczą (koszulę, fartuch, obuwie i rękawiczki) i narzędzia, w szpitalu zaś nie jest tak różowo. – Wszystko musimy kupić sami. Fartuch, bluzę i spodnie medyczne, stetoskop. W sumie trzeba liczyć ponad 500 złotych – dodaje 25-latek. Planuje dorabiać sobie podczas praktyk, choć wie, że może odbić się to na jego zdrowiu. Rozważa także zrobienie kursu niemieckiego i wyjechanie za granicę.
Tymczasem w naszym kraju brakuje obecnie lekarzy, dlatego zamyka się kolejne miejsca do leczenia. – Ważną kwestią jest to, że lekarzy jest za mało i że już w tej chwili w całej Polsce zamykane są oddziały, bo brakuje rąk do pracy. Jest coraz gorzej. Lekarze muszą brać coraz więcej dyżurów, bo inaczej pacjenci pozostaną bez opieki – przekonuje Damian Patecki, lekarz w trakcie specjalizacji z anestezjologii i intensywnej terapii, a także założyciel i wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.