„Uciekajmy! Aaaaaaaaaaaaaa!...” – tak internauci komentowali pierwsze wzmianki o identyfikatorach TIMATE stworzonych przez zespół inżynierów i badaczy z chorzowskiej firmy TENVIRK. Karty, które wydają się niewiele różnić od powszechnie używanych identyfikatorów, mają automatycznie odnotowywać nasze przyjście i wyjście z pracy, monitorują naszą aktywność, nawet mierzą temperaturę i natężenie światła w otoczeniu. Dzięki nim pracodawca będzie wiedzieć, że urwaliśmy się na pięć minut na szybkie zakupy w ciągu dnia. Ale i pracownik nie będzie bezbronny: zobaczy każdą minutę, którą spędza w pracy ponad wyznaczony prawem i umową limit.
– Pracodawcy mają dwa wyjścia: mogą zrezygnować z kontrolowania pracowników albo taką kontrolę wprowadzić – odpowiada na pytania o branie podwładnych na smycz CTO chorzowskiej firmy, Tomasz Łempiński. – Pierwsze wydawałoby się całkiem niezłe. Tyle że na poziomie korporacji – czy innych firm, które obserwujemy – widać, że tam, gdzie kontroli nie ma, albo czas pracy jest nienormowany, ludzie pracują w gruncie rzeczy więcej. Praktycznie kończy się to sytuacją, w której praca zabiera nam nie osiem lecz dziesięć godzin dziennie – mówi nam współtwórca TIMATE.
Filozofia, która stała u podstaw stworzenia karty, była więc następująca: urządzenie ma być mieczem obosiecznym. Dzięki niemu kontrolę nad upływem czasu pracy mają mieć obie strony. Pracodawca widzi, ile czasu i w jaki sposób spędził w biurze czy zakładzie pracownik, ale widzi to również sam zainteresowany. – Tworzy się sprawiedliwy system: pracodawca sprawdza, czy nie nadużywam tego, na co się umówiliśmy, ale i ja mam możliwość kontrolowania pracodawcy oraz tego, czy nie „wchodzę już w nadgodziny” – tłumaczy INN:Poland Łempiński. – Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której czas pracy będzie rozliczany sprawiedliwie – kwituje.
Oczywiście, do pewnego stopnia to scenariusz optymistyczny. Nawet sam CTO chorzowskiej firmy przyznaje, że koniec końców decydują indywidualne realia w każdej z firm, a bezpłatnie świadczone nadgodziny nie są w polskich firmach jakimś rzadko spotykanym wyjątkiem. Liczy jednak, że przynajmniej część konfliktów na linii pracodawca-pracownicy może zostać w ten sposób złagodzona. – Te dane pozwolą uniknąć sporów w sytuacji, kiedy ani pracodawca, ani pracownik w gruncie rzeczy nie wiedzą, jaki był czas pracy i mają wobec siebie mało klarowne roszczenia. Jeżeli pracodawca decyduje się na taki system, to pokazuje, że chce być fair wobec swoich pracowników i nie boi się dzielić takimi danymi ze swoimi pracownikami. Rzecz korzystna dla obu stron – podkreśla.
Smycz na miarę czasów
Karta, która miałaby zawisnąć na szyjach pracowników objętych kontrolą pracodawcy, narodziła się w sporej mierze pod wpływem mody na mierniki aktywności: wszelkiego rodzaju opaski dla sportowców-amatorów czy smartwatche. – Wykorzystaliśmy czujniki ruchu z takich urządzeń do mierzenia czasu pracy – podsumowuje pomysł w żołnierskich słowach Łempiński.
Urządzenie działa w prosty sposób: pojawiający się w firmie pracownik nie musi „podbijać” karty – centrala automatycznie odnotowuje jego pojawienie się. Nasze naturalne ruchy ciała, zarówno przy biurku, jak i w trakcie rozmów, spotkań i przechadzek po firmie, upewniają stojący u podstaw rozwiązania system informatyczny, że mamy kartę na szyi. Dodatkowo karta posiada też miernik temperatury, który odnotowuje temperaturę pomieszczenia i ludzkiego ciała (w przybliżeniu, rzecz jasna, bo karta jest noszona na ubraniu). To również dowód na to, że nie rozstajemy się z kartą.
A jeżeli się rozstaniemy? No cóż, karta odłożona na biurko, zapomniana w sali konferencyjnej czy łazience – niestety – przestaje odnotowywać naszą pracę. Wybrnięcie z potencjalnej konfrontacji z przełożonym może więc okazać się nie lada sztuką. Podobnie wyjście poza zasięg stacji bazowej: wtedy karta zapyta, czy wyjście ma charakter służbowy czy prywatny.
Wcześniej nie było jednak łatwiej, ani lepiej. – Dotychczasowe systemy były oparte na odbijaniu kart, co było zresztą podatne na nadużycia. Stąd zaczęto wprowadzać kamery czy rozwiązania biometryczne, oparte na odciskach palców. My chcieliśmy jednak uniknąć zbierania danych inwigilacyjnych: video, biometrii, GPS. Nasze czujniki ruchu nie identyfikują użytkownika – opowiada Łempiński. – Natomiast na podstawie zbieranych przez nie danych można też wiele wywnioskować na temat całej organizacji pracy – dodaje.
Rynek czeka i drży
Bez względu na to, czy rzeszom podwładnych taka sprawiedliwsza kontrola się podoba, czy nie, rozwiązanie z Chorzowa rodem budzi coraz większe zainteresowanie na rynku. Do projektu dorzuciło się – w ramach tzw. szybkiej ścieżki – Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. System dostał złoty medal na czerwcowych Międzynarodowych Targach Wynalazków i Innowacji INTARG 2017. Właśnie rusza projekt pilotażowy systemu, w ramach którego TIMATE będzie testowany w kilku dużych firmach. Ich opinie, zarówno z perspektywy pracodawców, jak i pracowników, zaważą na ostatecznym kształcie systemu. Do sprzedaży TIMATE powinien trafić do końca przyszłego roku.
– Na rynku elektroniki widać oczekiwanie na nowe trendy i urządzenia, a my próbujemy w te oczekiwania trafić – mówi Łempiński. TENVIRK wydaje się mieć potrzebne do takiego podboju know-how: od piętnastu lat chorzowska firma zajmuje się rozwiązaniami informatycznymi związanymi z obiegiem dokumentów w firmie, zarządzaniem projektami czy ewidencją czasu pracy. Firma próbowała tez swego czasu wprowadzić u siebie dotychczas stosowane systemy monitorowania obecności i aktywności pracowników, ale próby te potwierdzały tylko słabości dzisiejszych rozwiązań.
TIMATE może być też punktem wyjścia do tworzenia kolejnych rozwiązań. Czy karta mogłaby np. mierzyć nam ciśnienie, pracę serca czy temperaturę ciała – tak, by identyfikować pracowników, którzy realnie zaczynają chorować, a odsiewać tych, którzy chorobę symulują? – To akurat wykluczone. Opcje, które posiadają smartwatche czy opaski, wymagają baterii, na które w naszych kartach nie ma miejsca – zaprzecza Łempiński. Za to można sobie wyobrazić zastosowanie podobnych rozwiązań np. w zakresie BHP, choćby dla upewniania się czy pracownicy na budowie lub w dużych zakładach noszą na głowie kask ochronny. – Platformę można poszerzać i implementować do niej kolejne funkcje, które byłyby nieopłacalne jako samodzielne systemy – nie ma wątpliwości CTO chorzowskiej firmy.
Być może, na dłuższą metę, barierą dla TIMATE nie będzie więc technologia lecz psychologia. Na stronach internetowych firmy możemy znaleźć blog, na którym pracownicy chorzowskiej firmy próbują mierzyć się z obawami i wątpliwościami obu stron umowy o pracę. Odpowiadają tam na pytania, „czy TIMATE zrobi z pracowników niewolników” albo „co się stanie, gdy zostawię kartę w domu”.
– Już w ramach pilotażu widzimy duże zainteresowanie przedsiębiorstw naszym rozwiązaniem. Widać, że jest tu duża luka – podsumowuje Łempiński. – Dlatego systemy, które mierzą się z kwestią, jak mierzyć czas pracy oraz jej efektywność, są przyszłością. Będą powstawać i będzie ich coraz więcej. W pierwszym odruchu można traktować je jako elektroniczną smycz. Ale potem zobaczymy w nich narzędzie, które pozwala przywracać nam równowagę między pracą a życiem prywatnym, a przynajmniej przypomni, kiedy została przekroczona granica między tymi obszarami – ucina.