Żywiec przez lata promował swoje produkty w dyskontach spożywczych, wydając góry pieniędzy w celu skłonienia ludzi do kupowania większej ilości ich produktów. Okazało się, że były to pieniądze wyrzucone w błoto.
Wiele firm wręcz bije się o to, by wprowadzić swoje produkty do dyskontów spożywczych, wietrząc w tym nadzieję na duży obrót i jeszcze większe zyski. Okazuje się jednak, że jedno nie idzie w parze z drugim. Przetestowała to właśnie Grupa Żywiec.
Po obcięciu środków na promocję w Lidlu i Biedronce, sprzedaż piw Żywca faktycznie spadła i to dość poważnie. W pierwszych sześciu miesiącach roku 2017 Grupa sprzedała prawie 3,5 proc. mniej piwa, niż rok wcześniej.
To nie wszystko – przychody Grupy spadły aż o 10 procent. Ale największym zaskoczeniem jest to, że mimo wszystko wzrósł zysk firmy (i to netto). Nie o parę groszy, ale o prawie 5 mln złotych. Jak to możliwe?
Prezes Żywca zauważył, że pieniądze, które firma przeznaczała na promocje w Biedronce i Lidlu nie przekładały się na wzrost przychodów. Po co więc wydawać, skoro nie ma efektów?
W efekcie akcji spadła też sprzedaż piwa – z 5,8 mln hektolitrów piwa do 5,6 mln (mowa ciągle o porównaniu pierwszych 6 miesięcy lat 2017 i 2016). Mimo wszystko okazało się to czystą oszczędnością, bo wspomniany zysk netto urósł z ok. 130 do 135 mln złotych.
Ponad 98 proc. akcji Żywca ma holenderski Heineken.