Dr Jarosław Duda to naukowiec z Uniwersytetu Jagiellońskiego i niegdysiejszy student krakowskiej uczelni. Twierdzi, że Google bez zgody wykorzystało rozwiązanie, którego jest twórcą. Stoi za nim murem sama uczelnia.
– Bez mojej wiedzy Google próbuje opatentować i zmonopolizować użycie mojego kodowania – mówi w rozmowie z „Wyborczą”.
Naukowiec przekonuje, że gigant zawłaszczył jego metodę kompresji danych. Google chce bowiem opatentować wyniki badań, które dr Duda udostępnił publicznie już kilka lat temu.
Po raz pierwszy metoda kompresji danych, którą opracował dr z UJ, została upubliczniona w 2006 r. Założenie było szlachetne: udostępnienie rozwiązania za darmo, zarówno pojedynczym osobom, jak i firmom. Ciekawym wątkiem w sprawie jest to, że wizjoner nad wykorzystaniem metody współpracował m.in. z Apple, Facebookiem i Google.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że naukowiec – jak zdradza – dowiedział się, że Google złożyła wniosek do amerykańskiego urzędu z zamiarem opatentowania jego rozwiązania jako własnego.
– Złożenie aplikacji patentowej przez firmę Google w amerykańskim urzędzie patentowym, bez porozumienia z dr Jarosławem Dudą można postrzegać jako działanie kontrowersyjne biznesowo i etycznie – twierdzi Adrian Ochalik, rzecznik Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– Pomagamy naszemu pracownikowi w przygotowaniu stosownego wniosku do amerykańskiego urzędu, w którym przedstawimy nasze wątpliwości, gdyż zależy nam, podobnie jak twórcy kodu, aby nikt nie blokował do niego dostępu – dodaje.
Jak sprawa wygląda z punktu prawnego? Prof. Ewa Nowińska z Katedry Prawa Własności Intelektualnej UJ twierdzi dla „Wyborczej”, że nawet jeśli mamy do czynienia z metodą dostępną w domenie publicznej, to może być ona chroniona prawem autorskim. Działa tylko prawo cytatu, którego wykorzystanie jest możliwe wyłącznie, kiedy nie narusza interesów twórcy. Wspomina, że to jeden z przepisów zawartych w konwencji berneńskiej – do niej należą też Stany Zjednoczone. Dlatego w opisywanym wypadku miałoby miejsce naruszenie.