Wysoko postawiony inżynier Google napisał manifest, który wzbudził szereg kontrowersji. Pracownik giganta udostępnił go wewnątrz firmy. Jednych oburzył swoim tekstem, a drudzy – jak wynika z nieoficjalnych informacji – mu przyklasnęli.
Dokument o enigmatycznym tytule „Ideologiczna komora pogłosowa w Google” rozszedł się po firmie błyskawicznie. Jego autor przekonuje, że firma jest tolerancyjna wobec wszystkich, tylko nie tych o konserwatywnych poglądach. – Mamy regulacje chroniące ludzi ze względu na rasę, religię, wiek, płeć, obywatelstwo, status rodzinny i mamy tylko jedną klasę ludzi, która nie jest chroniona. To osoby o konserwatywnych poglądach politycznych – czytamy w manifeście.
Poglądy autora manifestu spodobałyby się sympatykom Janusza Korwina-Mikkego. Inżynier twierdzi bowiem np., że naturalne różnice biologiczne między mężczyznami a kobietami powodują, że nie ma sensu sztucznie wyrównywać wysokości płac.
Inny pogląd pracownika Google odnosi się do programów, które promują pracowników, którzy jako grupa są niewystarczająco reprezentowani w Google. Mówi, że o karierze powinny decydować wyłącznie kwalifikacje i jakość pracy, a nie orientacja seksualna czy pochodzenie etniczne.
Z oficjalnych informacji wynika, że dokument wywołał oburzenie wśród ludzi z Google. A – już nieoficjalnie – wielu z nich spodobał się kontrowersyjny tekst.
Google dotychczas nie przedstawiło stanowiska w sprawie. Jest to o tyle ciekawe, że gigant ma problemy ze swoimi pracownicami. Kobiety złożyły bowiem skargę, zarzucając pracodawcy, że działa według polityki płacenia mniejszych pensji kobietom. Google kreuje się przecież na firmę wspierającą równość płac.
Przedsiębiorstwo z Mountain View jest zaangażowane politycznie. Chodzi o angażowanie się w programy „równościowe” i wspieranie lewicowej ideologii. Google wspierało także kampanię Hillary Clinton.