Od ręcznych wyrobów po bezdymne wynalazki. Tak innowacja zmieniała oblicze tytoniowego biznesu
Dawid Wojtowicz
29 sierpnia 2017, 00:43·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 sierpnia 2017, 00:43
Produkcja papierosów, jak każda inna gałąź dużego przemysłu, ma w swojej historii punkty zwrotne. Takie, które zrewolucjonizowały procesy technologiczne, umasowiły wytwarzane produkty lub poprawiły bezpieczeństwo ich użytkowników. Dzisiaj nie ma zresztą koncernu, który nie chwaliłby się tym, jak wielocyfrowe kwoty przeznacza corocznie na rozwój innowacji.
Reklama.
Rys historyczny
Kiedy po raz pierwszy możemy mówić, że innowacyjność zapukała do drzwi branży tytoniowej? Najpierw trzeba uświadomić sobie, w jaki sposób papierosy stały się – ku rozpaczy ekspertów od zdrowia – używką powszechnego użytku. O tytoniu cały świat usłyszał z ust Krzysztofa Kolumba, którego Indianie poczęstowali wysuszonymi liśćmi tej rośliny, zawiniętymi w palmowe liście.
W przywożonej przez marynarzy używce szybko rozsmakowali się Europejczycy, którzy śladami indiańskich plemion zwijali po prostu ususzone liście tytoniu i palili je w formie, którą można określić pierwowzorem współczesnego cygara. Jak każda nowość, tak i tytoń początkowo był luksusem, towarem, na który pozwolić sobie mogła tylko śmietanka towarzyska.
Bliższą papierosowi formę zawdzięczamy ubogim Hiszpanom, którzy zbierali wyrzucane przez bogaczy niedopałki i zawijali je w papier, by łatwiej było spalić pozostałości tytoniowych liści. Nie musiało upłynąć wiele czasu, zanim zorientowano się, że na rozpowszechnieniu tej sprowadzonej z Ameryki używki można rozkręcić naprawdę dochodowy biznes.
Kamień milowy
Na początku uprawiany na plantacjach tytoń przerabiano na produkt do palenia w specjalnych zakładach. Pracujący w nich ludzie zajmowali się ręcznym zwijaniem liści tej rośliny. Wprawny „zwijacz” potrafił złożyć średnio 4 papierosy w ciągu minuty, przez co papierosy uchodziły za produkt, którego palenie było wciąż rozrywką zarezerwowaną raczej dla elity.
Szeroki dostęp do wyrobów tytoniowych otworzył społeczeństwom dopiero James Bonsack, który pod koniec XIX wieku wynalazł automatyczną maszynę do masowej produkcji papierosów. Wynalazek Amerykanina był w stanie wyprodukować 200 papierosów na godzinę, czyli prawie 40 razy szybciej od ręcznej produkcji w wykonaniu nawet doświadczonego robotnika.
Maszyna Bonsacka rozwinęła przemysł tytoniowy i upowszechniła palenie na niespotykaną wcześniej skalę. Modzie na papierosy sprzyjał dodatkowo fakt, że wśród ludzi przez długi czas panowało przekonanie o leczniczych właściwościach tytoniu, który nie tylko chętnie palono, ale także żuto i zjadano. Powszechnie stosowane w papierosach filtry ograniczające przedostawanie się do płuc szkodliwych substancji wprowadzono dopiero w latach 40-tych XX wieku.
„Elektroniczna” alternatywa
Do 2003 roku unowocześnianie papierosów przejawiało się przede wszystkim w produkcji coraz lepiej redukujących zgubne skutki nałogu filtrów. Aż pojawiła się zdrowsza – zdaniem koncernów – alternatywa w postaci elektronicznych papierosów. Wprawdzie już w 1963 roku niejaki Herbert Gilbert opatentował urządzenie przypominające w działaniu właśnie e-papierosa, ale wówczas wszyscy producenci przeszli obojętnie obok tego wynalazku.
Za twórcę pierwszego e-papierosa uważa się chińskiego farmaceutę Hon Lik, który przedstawił gotowy wynalazek w 2003 roku. Dwa lata później rozpoczął się eksport elektronicznych papierosów na zagraniczne rynki. Do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych innowacyjny substytut tradycyjnych fajek trafił w 2007 roku. Kolejny rok przyniósł debiut drugiej generacji e-papierosów tzw. tankomizerów, które zaprojektował Yunqiang Xiu.
Boom na e-papierosy nie wynikał tylko z pojawienia się urządzenia do palenia o nowoczesnym wyglądzie, bazującego na wkładach z zawierającym nikotynę roztworem, który podczas użytkowania zasilanego akumulatorem inhalatora zamieniany jest na aerozol. W e-papierosach branża widziała (i wciąż widzi) „mniejsze zło” – produkt o mniejszej szkodliwości, skierowany do tych, którzy mimo podejmowanych prób nadal nie potrafią zerwać ze zgubnym dla zdrowia nałogiem.
Papierosy 3.0
Z innowacyjnego podejścia przemysłu tytoniowego zrodziła się najnowsza propozycja dla amatorów nikotyny – nowoczesne wyroby tytoniowe, w skrócie NWT. Pod tym pojęciem, wprowadzonym przez regulującą obrót produktami tytoniowymi dyrektywę unijną z 2014 roku, kryją się wszelkie wyroby mające drastycznie ograniczyć kontakt palacza z toksycznymi związkami, wywołującymi raka i inne dziesiątkujące ludzkość choroby.
Na asortyment nowatorskich wyrobów tytoniowych składają się waporyzery określane inaczej „papierosami bezdymnymi”. Cała koncepcja tych urządzeń sprowadza się do podgrzewania włożonego tytoniu do wysokiej temperatury, ale tylko do takiego poziomu, na którym nie ulega on spaleniu. W wyniku tego procesu część zawartych w nim związków, w tym nikotyna, odparowuje i są one inhalowane do płuc użytkownika pod postacią pary wodnej.
Proces podgrzewania tytoniu to znak rozpoznawczy m.in. zaprojektowanych w Szwajcarii produktów na bazie technologii IQOS, która podgrzewa tytoń do temperatury 300 stopni C. Jego źródłem są w tym przypadku wkłady zawierające dwa filtry owinięte otoczką papierową. IQOS wprowadza nikotynę do organizmu w postaci aerozolu i nie wytwarza dymu, stąd twórcy tego rozwiązania szczycą się tym, że redukuje ono aż 90 proc. szkodliwych substancji.
Kosztujące 3 mld dolarów prace nad IQOS zajęły ponad dekadę i co ciekawe niemały udział w nich mieli Polacy, ponieważ część badań prowadzono w podwarszawskich Kajetanach. Pierwsze testy wśród konsumentów przeprowadzono w Japonii i Włoszech w 2014 roku. W Europie do tego rodzaju papierosów bezdymnych mają już dostęp mieszkańcy Rumunii i Ukrainy, a od maja 2007 roku również Polacy.
Niezależne badania wykażą, czy te i inne innowacyjne wynalazki przemysłu tytoniowego rzeczywiście wprowadzą rewolucję w paleniu, zwłaszcza w wymiarze oddziaływania na zdrowie palaczy.