Polacy oszaleli na punkcie Ikei. Otwarcie nowego sklepu przyciągnęło prawdziwe tłumy. Ludzie spragnieni szwedzkich mebli, marzący o tanich akcesoriach i innych przedmiotach, niemal się taranowali. W pierwszym dniu, próg lubelskiej Ikei przekroczyło 23 tys. osób.
Sama Ikea spodziewała się mniejszych tłumów. Sieć szacowała, że na otwarciu zjawi się kilkunaście tysięcy klientów. Doszło nawet do tego, że zakorkowano ulice dojazdowe do najbardziej znanego marketu z wyposażeniem wnętrz.
Podczas uroczystego otwarcia nie zabrakło tradycyjnego już ceremoniału – przepiłowywania drewnianego bala. Jest on odpowiednikiem przecięcia wstęgi. Wchodzącym do sklepu klientom towarzyszyły przez kilkanaście minut oklaski pracowników Ikei.
– W ogóle nie przerażało nas to, że mogą być tłumy. Raz, że ciekawość, dwa że może będą jakieś promocje. Dużo się o mówi o Ikea, że to takie renomowane, więc przyszłyśmy zobaczyć – opowiada „Wyborczej” jedna z klientek obecnych na otwarciu, Pani Irena, emerytka.
– Po prostu chcieliśmy być pierwsi, bo wiedzieliśmy, że potem będą korki. Ikea to przede wszystkim genialne akcesoria, super się sprawdzają, mamy je w domu. Bardzo się cieszę, że będę miała ją blisko – twierdzi z kolei Ewelina, uczennica z Lublina. Dziewczyna stała pod drzwiami marketu już na godzinę przed otwarciem.
23 tys. kupujących to wynik o parę tysięcy większy niż w wypadku otwarcia sklepu Ikea w Bydgoszczy, będącego ostatnim przed Lublinem jaki sieć uruchomiła w Polsce. Mamy do czynienia z drugim pod względem wielkości salonem tej firmy w naszym kraju. Jego powierzchnia to 33,5 tys. mkw., a w ofercie znajduje się prawie 10 tys. produktów.