Grupa Azoty to jedna z największych polskich firm, produkuje m.in. nawozy. Robi je też Anwil, należący do PKN Orlen. I podpadł Azotom, bo… chce zwiększyć produkcję. Rozpaczliwe apele spółki mają dotrzeć do rządu, by ten zrobił porządek.
Anwil zapowiedział zwiększenie mocy produkcyjnych instalacji nawozowej pod Włocławkiem. Bardzo nie spodobało się to Grupie Azoty, której zarząd usiłuje storpedować inwestycję konkurenta.
Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty, apeluje do konkurencji o zdrowy rozsądek. - Jeśli na naszym rynku nastąpi znaczące zwiększenie podaży nawozów saletrzanych, a takie plany ogłosił Anwil, to dojdzie do kanibalizmu. Będziemy się nawzajem wyniszczać, bo rynek wewnętrzny ma ograniczoną pojemność – twierdzi Wardacki.
Zarząd tej spółki ma nadzieję, że sprawą zajmie się rząd, bowiem zarówno Azoty, jak i Orlen mają tego samego głównego właściciela – Skarb Państwa.
Przedstawiciele Anwilu są zdumieni i nie zamierzają komentować stanowiska Grupy Azoty. Podkreślają, że nie mają w zwyczaju wypowiadania się na temat słów konkurencji.
Tymczasem Wardacki na konferencji prasowej zapowiedział, że podejmie brutalne działania, by ukrócić działalność Anwilu, potem się zmitygował i mówi już jedynie o „zdecydowanych” działaniach.
Mimo wszystko zarzuca Anwilowi łamanie prawa, choć nie precyzuje o co mogłoby chodzić. Z wypowiedzi prezesa wynika jednak, że nie podoba mu się to, że Azoty mają konkurować z Anwilem.
Nie jest tajemnicą, że Azoty muszą ograniczyć swoje plany inwestycyjne, bo brakuje im pieniędzy. Nie wiadomo jednak dlaczego oczekują tego samego od konkurencyjnej firmy.