Rząd a w szczególności Ministerstwo Obrony Narodowej po aferze i kontrowersjach związanych ze sprawą Autosana, powtarza ten sam scenariusz w przypadku Stoczni Marynarki Wojennej. Zaczęło od przepłacenia za nią 40-krotnie.
Obecnie władze MON twierdzą, że Autosan przetrwa i że jest w niezłej kondycji finansowej. Należąca do Polskiej Grupy Zbrojeniowej spółka przez 20 minut spóźnienia nie wystartowała w przetargu na autobusy dla wojska, wartego 30 mln zł. Według PZG nie jest to dobra sytuacja, ale nie stanowi zagrożenia dla przyszłości firmy.
W 2013 r. Autosan ogłosił upadłość. Syndyk utrzymał fabrykę w ruchu. Autosan został w 2016 roku przejęty przez Polską Grupę Zbrojeniową, która miała uratować spółkę przed upadkiem. Firmy zbrojeniowe dokapitalizowały Autosan kwotą około 55 milionów złotych. Według Czesława Mroczka, posła PO, były wiceministra obrony, większość tych pieniędzy została przejedzona. Nie jest też tajemnicą, że Autosan w ogóle nie produkuje autobusów, które były przedmiotem przetargu.
Do sierpnia zeszłego roku Autosan sprzedał 1 autobus, w tym roku - ok. 20 sztuk, drugie tyle jest ponoć zakontraktowane. Dla fabryki zatrudniającej 360 osób nie oznacza to jakichś wielkich przychodów.
Wielu analityków zaskakuje fakt, że identyczny scenariusz MON realizuje w odniesieniu do Stoczni Marynarki Wojennej. Według syndyka upadający zakład wart był 5,7 mln złotych, jednak PGZ zdecydowała się zapłacić za niego 224 miliony złotych.
Jedyną obietnicą zysku dla zatrudniającej 600 osób stoczni jest obietnica budowy okrętów Miecznik i Czapla oraz okrętów podwodnych o wartości 10 mld złotych. Na razie plan ich powstania jest jedynie w głowach ministerialnych urzędników, brakuje nawet projektów czy choćby wytycznych do nich.