Białoruskie i ukraińskie dziki poczynają sobie na polskim pograniczu zbyt swobodnie – uznał minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel. Żeby zapobiec tym swawolom chce zbudować ogrodzenie o długości 729 kilometrów. Wszystko po to, by polskie zwierzęta mogły czuć się bezpiecznie.
Rząd szuka sposobu na wygaszenie ognisk wirusa afrykańskiego pomoru świń. Choroba rozprzestrzenia się na terenie wschodniej Polski, stawiając rolników w trudnym położeniu. Zarażone zwierzęta znaleziono już w blisko setce gospodarstw, a kilka dni temu Ukraińcy wprowadzili embargo na wieprzowinę pochodzącą z Mazowsza i Lubelszczyzny (które dołączyły w ten sposób do Podlasia, widniejącego na czarnej liście od lat).
Dla części gospodarstw, eksportujących mięso wyłącznie na Wschód, taka sytuacja oznacza praktycznie bankructwo. Na ratunek ruszyli im jednak przedstawiciele polskiego rządu. Winnego rozpanoszenia się choroby upatrują w dzikach. Zaczęło się od Jana Szyszki, który zaplanował w najbliższym czasie odstrzał 7 tys. tych zwierząt w parkach narodowych – na wszelki wypadek, także z zachodniej części kraju.
I choć polskie służby weterynaryjne twierdzą, że ten pomysł jest bez sensu, w sukurs ministrowi środowiska przyszedł Krzysztof Jurgiel. – Co z tego, że wystrzelimy nasze polskie dziki, skoro z z zagranicy mogą przybiec nowe, również zarażone – zadumał się.
Odpowiedź znalazła się błyskawicznie. Minister rolnictwa zadeklarował, że rząd zamierza zbudować długie na 729 kilometrów ogrodzenie za 130 mln złotych. Analizy uwarunkowań prawnych i środowiskowych mamy poznać w ciągu najbliższych 2-3 tygodni. Jurgiel powiedział, że resort finansów zapewnił już środki na ten cel.