Kopalnia Krupiński była największym pracodawcą w swojej okolicy. Z gminy Suszec (powiat pszczyński) codziennie przyjeżdżało do niej 800 pracowników. Był tylko jeden problem – Krupiński co roku generował ogromne straty, które w ciągu ostatniej dekady sięgnęły miliarda złotych. W ubiegłym roku, Jastrzębska Spółka Węglowa, do której należy kopalnia uznała, że deficytowy obiekt trzeba zamknąć, czego miejscowy wójt nie może odżałować.
Decyzja o przekazaniu Krupińskiego państwowej Spółce Restrukturyzacji Kopalń (SRK), została podjęta we wrześniu 2016 r. Zakłady, które tam trafiają zgodnie z unijnymi przepisami, muszą zakończyć wydobycie do końca 2018 r. Tylko do tego czasu nasz rząd może bowiem z publicznych pieniędzy dotować nierentowne kopalnie. Żeby ocalić inne kopalnie należące do JSW, spółka uznała, że nie ma innego wyjścia i dalsze dokładanie do niej pieniędzy do trwale nierentownej kopalni nie ma racji bytu. Utrzymywanie Krupińskiego do 2021 roku mogłoby, według szacunków spółki, pochłonąć od 300 do 520 mln złotych.
Przeciwnego zdania jest jednak wójt Suszca, Marian Pawlas, który zauważył, że dzięki podatkowi od nieruchomości i opłacie eksploatacyjnej do budżetu jego gminy wpadało rocznie 8 mln złotych. Pawlas boi się ponadto, że zamknięciu kopalni będzie towarzyszył rozkwit różnego rodzaju patologii społecznych. – Generalnie rzecz biorąc rynek wokół Jastrzębia-Zdroju stanowi monokultura górnicza. A Jastrzębie-Zdrój znajduje się w planie wicepremiera Mateusza Morawieckiego na liście miast zagrożonych wykluczeniem społecznym – dowodzi. I przekonuje, że Krupiński przy nowej organizacji pracy i wdrożeniu nowoczesnych technologii może osiągać doskonałe wyniki.
Wójt Szyszca ma wsparcie związków zawodowych, które stoją w obronie kopalni. Sprawa jest już jednak przesądzona. Zakład trafił na listę kopalń do zamknięcia, którą zaakceptowała już Bruksela.
W miejscu „Krupińskiego” firma rozważa obecnie budowę elektrowni szczytowo-pompowej. Ale przecież nie o to wójtowi chodziło.