Spółka Sfinks, która odpowiada m.in. za sieć restauracji Sphinx, znajduje się w nie najlepszej sytuacji finansowej. Wychodzi jednak z pomysłem, który może rozwiązać jej dotychczasowe problemy. Plany są odważne i szeroko zakrojone.
Sylwester Cacek, prezes Sfinksa, przekonuje w rozmowie z money.pl, że już w pierwszej połowie zeszłego roku pojawiła się silna presja kosztowa, zwłaszcza jeśli chodzi o płace i surowce. To odbiło się na wynikach finansowych. Dodaje jednak, że firma wdraża rozwiązania, które mają równoważyć wpływ tych czynników na biznes.
W planach jest przygotowanie nowych konceptów gastronomicznych. Chodzi mianowicie o wprowadzenie lokali pod szyldami Lepione & Pieczone, gdzie znajdziemy szybsze jedzenie odpowiadające aktualnym trendom np. pierogi, i Spice UP! – marka podobna do restauracji Sphinx, lecz mniejsza.
Sfinks zaliczyła 1,16 mln zł straty netto w pierwszych sześciu miesiącach tego roku wobec 6,38 mln zł zysku w okresie od grudnia 2015 r. do maja 2016 r. Zysk operacyjny spadł z 3,91 mln zł do 0,83 mln zł, a przychody ze sprzedaży z 91, 2 mln zł do 89,96 mln zł. Pomimo przychodów na poziomie blisko 90 mln zł, Sfinks na czysto nie zarobiła ani złotówki i ma ponad milionową stratę.
Straty Sfinksa wiążą się m.in. z podwyżkami. Spółka wydała bowiem w pierwszym kwartale na pracowników 10,7 mln zł, czyli o 1,5 mln zł więcej niż w ubiegłym roku. Spółka próbowała zrekompensować sobie to wydatkami na materiały spożywcze, w efekcie zaoszczędziła 0,8 mln zł. To jednak nie wystarczyło, by móc pochwalić się zadowalającym wynikiem.
Sfinks to pewien chlubny wyjątek. Przedsiębiorstwom jest coraz trudniej znaleźć specjalistów, lecz rzadko decydują się na zwiększenie płac. Jeśli już tak się dzieje, wiąże się to często z obawą o brak rentowności firmy. Problem ze znalezieniem rąk do pracy ma już 60 proc. firm. Ostatnie dane Głównego Urzędu Statystycznego mówią, że mamy do czynienia z podwyżkami na poziomie 6,6 proc.
Spółka Sfinks zarządza sieciami restauracji Sphinx, Chłopskie Jadło i WOOK.