Wrześniowa licytacja domu aukcyjnego Geneve Encheres to przykład tego, jak brak zrozumienia prostego tekstu kończy się utopieniem grubych pieniędzy. Tak spektakularnej wpadki nie było od dawien dawna.
Poszło o niedrogą wazę. Według katalogu, przedmiot przedstawia trzy niebieskie smoki na żółtym tle. Jego wysokość wynosi 58 centymetrów. I tu ważna informacja – pochodzenie wspomnianej wazy szacuje się na XX wiek, tyle że znajduje się na niej niezweryfikowany znak z czasów panowania cesarza Qianlonga (1735–1796). Licytujący najwidoczniej nie zrozumieli tego opisu, biorąc wazę za pochodzącą z XVIII wieku.
Kupujący to Azjata. Był obecny podczas aukcji, podczas gdy jego konkurent brał udział w licytacji telefonicznie. Obaj byli święcie przekonani, że mają do czynienia z przedmiotem, który podchodzi z XVIII wieku. Dom aukcyjny tłumaczył, że wiek wazy nie był łatwy do oszacowania, więc jego szacunki były ostrożne.
Wartość licytowanej wazy oszacowano w przedziale od 500 do 800 franków szwajcarskich. Sprzedano ją natomiast aż za 5 mln franków szwajcarskich. Tym samym, cena końcowa była 10 tys. razy większa od szacunkowej wartości podanej w katalogu. – To najwyższa oferta, jaką kiedykolwiek złożono w Genewie dla przedmiotu niebędącego zegarkiem lub biżuterią – mówi Oliver Fichot, który prowadził aukcję w Geneve Encheres.
Poza wylicytowaną kwotą, ważna jest też prowizja dla domu aukcyjnego. Dlatego ostateczna suma za wazę wyniosła 6,08 mln franków, czyli 22,4 mln zł. Poprzedni rekord genewskiego domu aukcyjnego to 550 tys. franków szwajcarskich za wykonany z brązu posąg Buddy – przedmiot autentycznie wart swojej ceny.