Dziś do kin wchodzi nowy film Patryka Vegi o mylącym tytule „Botoks”. Tak miażdżących recenzji ze strony poważnych krytyków nie miał dawno żaden polski film. Ale wszyscy i tak wiedzą, że Vega znowu podbije kina i gusta masowej publiki i zarobi kolejne dziesiątki milionów.
W Polsce niestety rzadko powstają dobre produkcje filmowe, które umieją na siebie zarobić. Z jednej strony mamy Wojciecha Smarzowskiego, który pilnuje narodowych sumień a jego filmy zyskują niesamowity oddźwięk. Z drugiej jest Patryk Vega, mistrz promocji i zaspokajania gustów publiki.
Najnowsza produkcja Vegi trzeszczy pod ciężarem miażdżących recenzji. Krytyka spłynie jednak z reżysera jak po kaczce. Z góry wiadomo, że na ten film do kin pójdą setki tysięcy ludzi, a Vega i udziałowcy filmu zarobią miliony.
Cięcie kosztów
Vega rzadko podaje do publicznej wiadomości, ile wydaje na produkcję swoich filmów. Wiadomo jednak, że są to średnio sumy oscylujące w granicach 5 mln złotych. W środowisku mówi się, że w Vega produkuje dwa razy taniej niż inni. To mistrz optymalizacji.
Tylko, że inni chętnie sięgają po państwowe dotacje, których Vega unika jak ognia. Na nakręcenie zdjęć do dwóch ostatnich części „Pitbulla” potrzebował ledwie 45 dni zdjęciowych. W „Służbach specjalnych” świetną rolę ma Agata Kulesza. Aż trudno uwierzyć, że wszystkie sceny z jej udziałem zostały nakręcone… jednego dnia.
Z jednej strony, Vega notuje stosunkowo niewielkie wydatki, z drugiej – trudne do ogarnięcia przychody. Jego poprzedni film „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” ściągnął do kin prawie 3 mln widzów, którzy wydali na to łącznie 60 mln złotych. To wynik przebijający wszystkie inne filmy jak dotychczas. Dwa inne głośne filmy – „Wołyń” i „Ostatnia rodzina” – nawet nie zbliżyły się do tego poziomu. I to razem, a nie pojedynczo.
Vega produkuje filmy za pieniądze swoje i inwestorów. Ci drudzy są zachwyceni. Jak zdradzał jeden z koproducentów w rozmowie z Forbesem, rzadko zdarzają się okazje, by w ciągu kilku miesięcy uzyskać od ponad 50 do 100 procent zwrotu z inwestycji.
Mistrz promocji
Patryk Vega jest producentem i reżyserem, ale przede wszystkim świetnym biznesmenem. Można różnie oceniać jego dzieła, ale talentu do autopromocji nikt mu nie odmówi. Już na kilka miesięcy przed premierą wypuszcza trailery swoich filmów, chętnie udziela wywiadów, w których opowiada o tym, jak wiekopomny film właśnie tworzy.
Złośliwi mówią, że wszystko, co w jego ostatnich filmach było ciekawe, dało się wcześniej zobaczyć w zwiastunach. Tyle, że trailer do "Botoksu" odtworzono już 5 mln razy. To 10 razy więcej, niż film "Smoleńsk" miał widzów w kinach.
Atmosferę podsycają popularni aktorzy. Do nich również Vega ma rękę. To dzięki niemu w filmie i showbiznesie pojawili się Piotr Stramowski czy Tomasz Oświeciński.
Umie też umiejętnie skorzystać z usług doświadczonych, wręcz legendarnych aktorów. Czy ktoś spodziewał się, że w „Botoksie” zobaczy Grażynę Szapołowską? Pewnie nie.
Czy ta maszynka się zatnie?
Trudno dziś mówić o przyszłości Patryka Vegi. Według krytyków „Pitbull. Niebiezpieczne kobiety” był najsłabszym filmem z serii, ale widzów to nie zniechęciło. Podobnie może być z „Botoksem”. Film jest brutalny, pełen stereotypów i przypomina ponoć zlepek różnych, słabo powiązanych ze sobą scen a nie płynną fabułę. Ale biletów na najbliższe dni już praktycznie nie ma w sprzedaży.