RealEye to polski start-up, dzięki któremu skomplikowane i drogie badania eye-trackingowe stały się dostępne nawet dla drobnych przedsiębiorców
RealEye to polski start-up, dzięki któremu skomplikowane i drogie badania eye-trackingowe stały się dostępne nawet dla drobnych przedsiębiorców mat.pras.
Reklama.
Jeden z wynajętych przez Adama Cellary testerów odpala stronę internetową. System za pomocą kamerki internetowej śledzi każdy ruch jego gałki ocznej z dokładnością do jednego centymetra. Cellary wie, gdzie jego pracownik skierował wzrok tuż po włączeniu witryny, w jakiej kolejności przypatrywał się jej kolejnym elementom. Liczy, ile czasu tester spędził na przyglądaniu się fragmentom tekstu (zbyt krótki czas może oznaczać, że treść nie jest interesująca, zbyt długi – że zbyt skomplikowana), czy jego uwagę przykuł przycisk z napisem „kup” umieszczony w lewym dolnym rogu.
Po zebraniu informacji od większej liczby testerów RealEye tworzy raport. Klient dostaje tzw. hitmapę – obraz, który wygląda podobnie do zdjęcia wykonanego w podczerwieni. Poszczególne elementy strony zaznaczone są w chłodniejszych (jeśli internauta tylko przeleciał przez nie wzrokiem) lub cieplejszych barwach (jeżeli intensywnie się w nie wpatrywał).
logo
Adam Cellary na pomysł stworzenia własnego systemu do śledzenia wzroku internautów wpadł jeszcze na studiach. mat. pras.
10 razy taniej
To, czym zajmuje się Adam Cellary, nazywa się eye-trackingiem. W biznesie to żadna nowość – ci, którzy mieli na to pieniądze mogli śledzić wzrok internautów już od wielu lat. Przełomem jest cena. Polski przedsiębiorca chce za przebadanie jednego obrazka lub strony internetowej niespełna 60 dolarów (ok. 210 zł). Wcześniej za podobne testy trzeba było wyłożyć sumy idące nawet w tysiące złotych.
– Tego typu badania przeprowadzane są w laboratoriach, przy użyciu kamer z filtrem na podczerwień, które z dużą precyzją są w stanie obserwować ruchy źrenicy. Zwykłemu przedsiębiorcy tak duża dokładność nie jest jednak potrzebna. To właśnie do nich skierowałem swoją ofertę – przyznaje Cellary.
Przedsiębiorca opowiada, że choć prototyp swojego systemu stworzył w lutym, a na dobre uruchomił go dopiero w kwietniu, w swoim portfolio ma już ok. 500 klientów. Około 10 proc. z nich regularnie wraca z nowymi zamówieniami. Te spływają z całego świata, paradoksalnie, z Polski jest ich najmniej. – Kilkadziesiąt dolarów dla polskiego, a np. amerykańskiego przedsiębiorcy to zupełnie inna kwota – tłumaczy założyciel RealEye.
Polski start-upowiec celuje przede wszystkim we właścicieli sklepów internetowych, agencje marketingowe. Zgłaszają się do niego również naukowcy, którzy na nadmiar środków finansowych nigdy przecież nie narzekają.
– Jeden z klientów zamówił badania dla muzeum w Wenecji. RealEye będzie wykorzystany do sprawdzenia, w jaki sposób ludzie patrzą na sztukę. Na co zwracają uwagę, jakie elementy przyciągają ich wzrok – relacjonuje Cellary Uniwersytety używają technologii Polaka także przy eksperymentach związanych z psychologią poznawczą.
RealEye może być również wykorzystywane przy ocenie atrakcyjności wizualnej reklam. Testerzy dostają np. zdjęcie ulicy z billboardem. Czy wśród gąszczu szyldów, samochodów i przechodniów, reklama zdoła zdobyć ich zainteresowanie? To pytanie, na które badanie polskiego start-upu pomaga uzyskać odpowiedź.
logo
Klient RealEye dostaje tzw. hitmapę – obraz, który wygląda podobnie do zdjęcia wykonanego w podczerwieni mat. pras.
„Warto pytać”
Dzisiaj polski start-up wchodzi już w etap, na którym przestaje być definicyjnym start-upem. Jak udało się tego dokonać w zaledwie kilka miesięcy?
Zacznijmy od tego, że Adam Cellary na pomysł stworzenia własnego systemu do śledzenia wzroku internautów wpadł jeszcze na studiach. - Miałem okazję kończyć studia podyplomowe na SGH. Tym zagadnieniem zajmował się jeden z moich wykładowców. I zaraził mnie tym tematem – wspomina.
Swoje zainteresowania pogłębiał jeszcze na Politechnice Warszawskiej, gdzie zaprojektował program śledzący położenie głowy człowieka. – Obraz poruszał się wraz z głową, dzięki czemu oglądający miał wrażenie trójwymiaru – mówi Cellary.
Po stworzeniu prototypu systemu, przedsiębiorca zaczął rozsyłać zapytania do firm, które mogły być zainteresowane jego usługami. Prawdziwą rozpoznawalność dało mu jednak przede wszystkim wejście na Product Hunt – stronę, na której użytkownicy mogą dzielić się technologicznymi nowinkami – grami, aplikacjami czy podcastami.
– Produkt został wyróżniony jako “product of the day”. Dzięki temu był promowany w newsletterach i w mediach społecznościowych. Tylko pierwszego dnia moja publikacja przyciągnęła 8 tys. potencjalnych klientów, a zainteresowanie przełożyło się później na serię artykułów w branżowych blogach w Hiszpanii, Francji czy Czechach – podkreśla biznesmen.
W osiągnięciu sukcesu Polakowi pomógł również...Amazon, który w początkowej fazie wsparł projekt kredytami na hosting infrastruktury. Cellary po prostu wysłał zapytanie do firmy, opisując w nim produkt i pomysł na rozwinięcie biznesu. – Czasem dobrze jest pytać – uśmiecha się przedsiębiorca.