W Białymstoku nie ma komu budować pasa na lotnisku, w Podlaskim nie będzie nowych dróg, w Suwałkach nie powstanie hala widowiskowo-sportowa. Przynajmniej na razie, bo w przetargach na te obiekty nikt nie chce startować. A jeśli już, to za kosmiczne pieniądze.
To efekt długotrwałego zastoju w inwestycjach. Firmy, które mogłyby budować elementy infrastruktury na zlecenie samorządów albo znalazły sobie inne zajęcia, albo brakuje im pracowników.
Przykłady można mnożyć. Władze Białegostoku zaplanowały kilka inwestycji. Chcą zbudować m.in. pas startowy na lotnisku Krywlany oraz węzeł komunikacyjny na trasie do Warszawy. W pierwszym przetargu wystarowały tylko dwie firmy a tańsza ofert jest i tak o kilkanaście milionów wyższa, niż zakładana przez magistrat. Miasto znalazłoby część dodatkowych środków, ale i tak brakuje mu 8 mln zł.
Węzeł komunikacyjny miał kosztować 40 mln złotych, ale w kolejnym, trzecim już przetargu, firmy wykonawcze złożyły oferty znacznie przewyższające zakładany budżet inwestycji. Nie wiadomo, czy zostanie rozstrzygnięty.
W Podlaskim samorządowy nie mogą rozstrzygnąć wielu przetargów na drogi. Najtańsze oferty w znacznie przewyższają budżet.
Suwałki w lipcu ogłosiły przetarg na budowę hali widowiskowo-sportowej. Przeznaczyły na to 27 mln, tymczasem zaproponowali ceny od 37 do 55 mln zł. Miasto nie dysponuje taką gotówką.
– Jesteśmy przerażeni, od czerwca ceny rosną i rosną i okazuje się, że u nas i tak nie jest najgorzej –
powiedziała PAP dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Białymstoku Bożena Zawadzka.
Wszystko to jest pokłosiem spadku inwestycji w Polsce. Po zmianie przepisów o zamówieniach publicznych, samorządy na pewien czas wstrzymały się z ogłaszaniem części przetargów. Ich wysyp nastąpił w IV kwartale 2016 roku. Duzi wykonawcy dali zlecenia mniejszym i w ten sposób „wyjęli” ich z rynku.