Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego, w rozmowie z PulsHR obnażył stan Narodowego Centrum Badań i Rozwoju i tego, jak marnotrawimy szanse na ogromne dotacje.
Gowin przekonuje, że był gotów znacząco zwiększyć nakłady na Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Jednak po analizie sytuacji sama dyrekcja tej instytucji stwierdziła, że zwiększanie puli pieniędzy nie ma sensu. Wynika to ze zbyt małej liczby wniosków na odpowiednio wysokim poziomie.
Druga sprawa to granty międzynarodowe – tu wypadamy bardzo słabo. Gowin twierdzi, że do skarbca unijnego na badania i naukę więcej wkładamy, niż jesteśmy w stanie z niego wyciągnąć. Podaje liczby. – Od 2004 roku straciliśmy 7 miliardów złotych. To są gigantyczne środki – mówi.
Chodzi mianowicie o to, że zbyt rzadko aplikujemy o wsparcie finansowe. A nawet jeśli tak, to rzadko je otrzymujemy. Przykładem są środki z European Research Council (ERC). W ciągu 12 lat nasz kraj zyskał trzy razy mniej niż Węgry. – To pokazuje, że poziom polskiej nauki jest w najlepszym przypadku na poziomie średniej europejskiej, a w praktyce poniżej tej średniej – dodaje.
Gowin został także zapytany o podwyżki pensji dla pracowników uczelni. – Poziom zarobków na uczelniach wyższych jest żenująco niski. Generalnie poziom zarobków w administracji państwowej jest niski, szczególnie na niższych stanowiskach. Dla mnie najbardziej bolesny jest los doktorantów i młodych doktorów. Dla nich mamy atrakcyjną ofertę. Proszę pamiętać, że na całym świecie praca na uczelni jest mniej atrakcyjna finansowo niż praca w biznesie. Ale w Polsce pod tym względem istnieje skandaliczna przepaść – wyjaśnia.
Pracownicy administracyjni na uczelniach zarabiają najniższą krajową, a nauczyciele akademiccy dostają na początek 2,5 tys. brutto, czyli ok. 2 tys. zł „na rękę”.