
Reklama.
Nic nie jest takie, jak się wydaje. – Odpowiem przewrotnie: największe sukcesy tego rządu to rezygnacja z pewnych obietnic, jakie PiS składał jeszcze w okresie kampanii wyborczej – mówi INN:Poland Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów oraz główny ekonomista Business Centre Club.
Chodzi przede wszystkim o dwa postulaty, jakie pojawiały się w kampaniach wyborczych sprzed dwóch lat – pierwszym było przewalutowanie kredytów frankowych po kursach początkowych, pomysł szczególnie mocno lansowany wówczas przez walczącego o prezydenturę Andrzeja Dudę. Zdaniem Gomułki koszty realizacji tej koncepcji dla systemu bankowego sięgnęłyby kilkudziesięciu miliardów złotych i byłyby w stanie zachwiać relatywnie stabilną branżą. Druga sprawa to podwyższenie kwoty wolnej od podatku – pierwotne plany zmian w systemie podatkowym szły w kierunku szeroko zakrojonej ulgi, ostatecznie skończyło się na podwyższeniu kwoty wyłącznie dla najuboższych – tych, którzy skądinąd i tak płacili minimalne podatki lub nie płacili ich w ogóle.
Paradoksalnie, za sukces ekspert BCC uznaje też odwleczenie wprowadzenia reformy emerytalnej. – Zgodnie z ówczesnymi zapowiedziami obniżenie progu wieku emerytalnego miało być wprowadzone natychmiast po wyborach. Gospodarka dostała jednak te dodatkowe dwa lata. Dobre i to – mówi nam Gomułka. W pewnym stopniu sekunduje mu też Andrzej Sadowski, szef Centrum im. Adama Smitha i członek Narodowej Rady Rozwoju stworzonej przez prezydenta Andrzeja Dudę. – Gospodarce bardziej od progów emerytalnych szkodzą regulację i ciężary nakładane na przedsiębiorców – mówi nam Sadowski. – Ludzie nie przejdą na garnuszek państwa tak po prostu, i tak będą pracować. A tak przynajmniej niektórzy zyskują pewne bezpieczeństwo socjalne – kwituje.
Ale są też eksperci dalecy od tej powściągliwości. – Obniżka wieku emerytalnego to bardzo szkodliwy pomysł. Być może najgorszy, na jaki wpadł ten rząd – mówi nam Marcin Luziński, analityk BZ WBK.
O ironio, program 500+ – na który przez wiele miesięcy sypały się gromy – jest dziś oceniany przez ekonomistów znacznie łagodniej. – Cóż, na pewno był to sukces polityczny. Jego efekty gospodarcze znacznie trudniej ocenić – wzdycha Gomułka, zwolennik ścisłej dyscypliny finansów publicznych, z pewną nieufnością patrzący na wydatki socjalne. – To jest po prostu obniżka podatków znana pod mylną nazwą 500+ – podkreśla Andrzej Sadowski. – Rzeczywiście, to taka fajna obniżka podatków, choć o słabej konstrukcji: nie dość, że ma charakter rozdawnictwa, to jeszcze mogłaby zostać przeprowadzona znacznie efektywniej. Bo w tej chwili korzystają z niej również osoby, które nie mają kłopotów materialnych; wypycha też kobiety z rynku pracy – podsumowuje Luziński.
Takich wątpliwości nie budzi jednak uszczelnianie systemu VAT i wzrost ściągalności podatków. – To wprawdzie w sporej mierze propaganda sukcesu, ale nie sposób zaprzeczyć, że zabiegi wicepremiera Morawieckiego w walce z oszustwami podatkowymi przynoszą skutki – mówi ekspert BZ WBK. – Tak, to uszczelnienie jest znaczące: przyniosło budżetowi około 20 miliardów złotych – potwierdza też Stanisław Gomułka. – Ale po pierwsze, w kampanii była mowa o kwotach sięgających 50-70 mld złotych, a po drugie to pojedynczy efekt, w kolejnym budżecie nie widać już efektów uszczelnienia – dodaje.
Wyjąwszy jeszcze osobisty urok wicepremiera, który – w ocenie analityków – dobrze sobie radzi z biznesowymi partnerami: wie, jak rozmawiać z inwestorami i jak zwracać się do przedstawicieli biznesu, na tym kończą się dotychczasowe sukcesy gospodarcze gabinetu Beaty Szydło.
Bo też strategia Morawieckiego i inne nośne koncepcje, jak „konstytucja dla biznesu”, pozostają na papierze. – Jest jakiś plan – ucina z kolei Luziński. A Gomułka dodaje, że strategia Morawieckiego opierała się w sporej mierze na zachęcaniu firm do inwestowania. I jeżeli spojrzeć na ostatnie dwa lata z tej perspektywy – poprzez pryzmat inwestycji – strategia poniosła porażkę: poziom inwestycji spadł. Podobnie zresztą, za potencjalną porażkę może uchodzić polityka państwa wobec dużych koncernów – od osławionej repolonizacji, przez fuzje państwowych przedsiębiorstw, po torowanie im drogi do rynkowej dominacji. – Historia pokazuje, zwłaszcza w Polsce, że jak państwo bierze się za zarządzanie firmami, to skutki są opłakane: dotyczy to zarówno biznesowej kondycji tych przedsiębiorstw, jak i tworzenia gigantycznego pola do nadużyć takich, jak rozdawnictwo politycznych synekur – mówi Luziński.
– Pamiętam pierwsze wystąpienie wicepremiera, podczas którego padły porównania między sytuacją przedsiębiorców w Polsce i w krajach sąsiednich, na korzyść tych drugich. I od tamtej pory nic się nie zmieniło – kwituje prezydent Centrum im. Adama Smitha. – W Polsce w ogóle nie ma zresztą polityki gospodarcze, padają jedynie hasła na potrzeby wyborów, a potem i tak dochodzą nowe utrudnienia – dorzuca z goryczą.