– Wiesz, co jeden kurier zrobił z przesyłką od naszej firmy? Nie uwierzysz – wrzucił ją klientowi na balkon. Na pierwsze piętro w bloku – mówi mi kolega z branży e-commerce. Całe szczęście, że handluje butami a nie szklanymi ozdobami.
Historia jest niewiarygodna, ale podobnych znajdujemy całkiem sporo. Ta – zaczęła się od telefonu do firmy, klient skarżył się, że zamówiona przesyłka jeszcze do niego nie dotarła.
– Sprawdziłem w systemie – widnieje jako dostarczona. Zadzwoniłem do firmy kurierskiej, pani obiecała, że sprawdzi. Dzwoni za kwadrans, lekko zmieszana i mówi, że sytuacja jest nietypowa – mówi mi kolega.
Okazało się, ze kurier nie zastał nikogo w domu, więc policzył sobie liczbę mieszkań na piętrze, przeszedł na drugą stronę bloku, wytypował odpowiedni balkon na pierwszym piętrze i precyzyjnie cisnął tam paczką. Mógł odfajkować doręczenie.
– Wyobraź sobie moją minę, gdy mi to opowiedziała. I co ja miałem powiedzieć klientowi? Zadzwoniłem do niego i poprosiłem, żeby sprawdził na balkonie… Była jesień, więc nie otwierał go codziennie. Znalazł paczkę, był nawet nieźle ubawiony – wspomina mój znajomy.
Inny miał przygodę z kurierem-zastawiaczem.
– Wracam do domu, patrzę a tu brama wjazdowa na osiedle zastawiona przez dostawczaka. Zaparkowałem maska w maskę, facet akurat wybiega z paczką i rzuca mi, że on tylko na chwileczkę. Szlag mnie trafił, ale zaczekałem. Nie było go ponad 10 minut. Wrócił. Mówi, że taka sytuacja, że starał się jak najszybciej. Pokiwałem głową ze zrozumieniem, powiedziałem, że teraz jest taka sytuacja, że ja muszę iść na kawę. I poszedłem do kawiarni za rogiem, wypiłem kawę i wróciłem. Dopiero potem go odblokowałem, nie odezwał się ani słowem – opowiada.
Sposób mało subtelny, ale chyba podziałał. To nie koniec historii, jakie udało mi się zebrać. Jeszcze inny z moich kolegów kilka dni temu wracając do domu śmiertelnie się przestraszył przed własnymi drzwiami. Nadepnął na wycieraczkę, pod którą coś było. Kartonowa koperta z dokumentami, na które czekał od kilku dni. Twierdzi, że nie widziałby problemu, gdyby nie to, że nie dostał choćby SMS-a z wiadomością, że przesyłka czeka pod wycieraczką.
Na kreatywnych kurierów narzekają zarówno mieszkańcy miast, jak i wsi. Pierwsi za zostawianie paczek gdzie popadnie, choćby u nielubianych sąsiadów, a także „taktykę listonosza”, czyli próby zrzucenia odpowiedzialności na odbiorcę. Znam kilka osób, które po całym dniu spędzonym w domu dostały SMS-a z wiadomością, że próba dostarczenia paczki zakończyła się niepowodzeniem, bo kurier nikogo nie zastał.
– Wiesz, że kurier kiedyś mi powiedział, żebym przyjechała do miejsca oddalonego 10 km od domu? Nie żartuję, on też nie żartował. Siedzę w domu z dzieckiem, jak coś zamawiam do domu i płacę za transport, to właśnie po to, żeby nie musieć jeździć. Ręce mi opadły, w końcu przyjechał – mówi mi znajoma, która kilka lat temu wyprowadziła się na wieś.
Ale i kurierzy mogą opowiedzieć sporo o swoich klientach. W tej branży zdarzają się pogryzienia przez psy, obelgi, witanie kuriera w mniejszym lub większym negliżu. Szeroko komentowane zdjęcie na Facebookowej grupie „Kurierzy” przedstawia zamieszczoną na kopercie wiadomość do kuriera, jaką można wpisać do systemu podczas zamawiania paczki. Treść brzmi „Zostaw gamoniu za domem pod drewutnią”. Niezbyt to uprzejme.
Z drugiej jednak strony kurierzy to po prostu ludzie, w większości porządni. Co więcej – potrafią docenić dobrych odbiorców. Na wspomnianej Facebookowej grupie wielką estymą cieszy się post jednego z kurierów, który zrobił zdjęcie pewnej przesyłce. Jej nadawca nie dość, że dołączył mapkę, objaśniającą jak dotrzeć, to załączył również zdjęcia swojej posesji.