Można się podśmiewać z „niechcianych” kompetencji i umiejętności, jakie zdobywają w trakcie studiów absolwenci kierunków humanistycznych. Proponować przebranżowienie na informatyka i namawiać do porzucenia mrzonek o realizowaniu się w zawodzie. Czasami jednak okazuje się, że takie „niszowa” wiedza jest potrzebna. A wtedy, jak na złość, nikogo nie można znaleźć.
Z takim problemem zetknął się właśnie Wojewódzki Mazowiecki Konserwator Zabytków. Instytucja już za kilka dni ma przejąć odpowiedzialność za wszystkie zabytki w Warszawie (tylko pod ścisłą ochroną w stolicy znajduje się ok. 2 tys. obiektów). Aby podołać tym zadaniom WMKZ stworzył 30 nowych etatów. Ale jak na razie nie może znaleźć na nie pracowników.
– Brakuje chętnych albo zgłaszają się osoby niespełniające kryteriów – zdradziła „Gazecie Wyborczej” osoba związana z urzędem konserwatorskim.
A te niekoniecznie są wyśrubowane. By zostać starszym inspektorem ds. zabytków archeologicznych (2 wakaty), wystarczy legitymować się średnim wykształceniem, znać kilka ustaw i opanować podstawową obsługę komputera.
Nieco wyższe wymagania dotyczą już starszych specjalistów ds. konserwacji zabytków ruchomych (skończone studia i półtora roku doświadczenia przy ochronie zabytków) czy głównego specjalisty ds. wywozu zabytków za granicę (trzyletnie doświadczenie).
Urząd musi się spieszyć bo lada chwila spadną na niego sprawy, których nie zdążył rozstrzygnąć warszawski konserwator. Chodzi m.in. o doprowadzenie do powrotu wywiezionego z Warszawy zabytkowego wyposażenia apteki przy Nowym Świecie i wyegzekwowanie decyzji nakazujących zabezpieczenie XIX-wiecznego dworu na Wyczółkach przy ul. Łączyny 53 a także kamienicy przy ul. Łuckiej 8 i budynku Warszawskiej Fabryki Sprężyn „Drucianka” przy ul. Objazdowej 1.