W internecie pojawił się właśnie film pokazujący, jak pracownica jednej z warszawskich firm biega nago po korytarzu pełnym jej współpracowników. To forma zakładu – ponoć dostała za to od swojego przełożonego premię w wysokości 10 tysięcy złotych.
Film obrazujący to patologiczne wydarzenie zbulwersował wiele osób. Cała sytuacja rozegrała się ponoć w warszawskiej firmie, zajmującej się sprzedażą telefoniczną ryzykownych inwestycji finansowych. Widać na nim ludzi, jakich spotykamy na co dzień w metrze czy na ulicy. Garnitury, garsonki i naga dziewczyna paradująca po korytarzu, pokazująca osobie filmującej środkowy palec.
– Takie sytuacje na pewno nie są codziennością i jeśli zdarzają się w rzeczywistości, to dotyczą tylko niewielkiej liczby firm i mam wrażenie, że dochodzi do nich raczej w działach handlowych, gdzie ludzie poddawani są silnej presji na osiągnięcie jakichś wyników sprzedażowych – mówi w rozmowie z INN:Poland Justyna Szawłowska, redaktor naczelna miesięcznika Korpo Voice.
Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na kilka aspektów tej sytuacji. Jeden to oczywiście presja, jakie poddali się pracownicy oraz rola szefa tej organizacji bądź bezpośredniego przełożonego tych ludzi.
– Ja nie spotkałam się z takimi sytuacjami, nawet w osławionych latach 90., kiedy faktycznie w korporacjach działy się różne dziwne rzeczy. Wydaje mi się, że to margines, choć oczywiście bulwersujący – mówi nam Justyna Szawłowska, która na co dzień opisuje absurdy korporacyjnego życia.
Dodaje jednak, że szef i wykonywanie poleceń w zamian za sowitą gratyfikację to tylko jedna strona problemu. Drugą jest zachowanie współpracowników nagiej biegaczki. Faktycznie – można zadać pytanie, kto ma bardziej nie po kolei w głowie. Czy dziewczyna, która postanowiła w minutę zarobić 10 tysięcy, szef, który jej to zaproponował, czy współpracownicy, którzy ochoczo wzięli udział w tej szopce, jakby żywcem wyjętej z filmu „Wilk z Wall Street”.
– Faktem jest, że wiele osób dla pieniędzy robi rzeczy, na które nie ma najmniejszej ochoty. Dobrym przykładem są choćby imprezy integracyjne, gdzie może nie chodzi o to, żeby zrobić coś za pieniądze, ale jak firma eventowa wymyśli, że jak wszyscy przebiorą się na różowo i będą robić pajacyki, to wszyscy to zrobią – mówi Justyna Szawłowska.
– Na imprezach robimy rzeczy, których nie lubimy, np. śpiewamy karaoke. Ale szef patrzy i nie chcemy być postrzegani jako osoba, która nie chce się dobrze bawić, więc bierzemy mikrofon w rękę – dodaje.