
Reklama.
Niewielkie, bo sięgające kilkudziesięciu, czasem kilkuset złotych miesięcznie. Prawo daje możliwość wliczenia części kosztów mieszkania w całkowite koszty prowadzenia działalności gospodarczej. Przedsiębiorcy dość rygorystycznie przestrzegają ustalonych zasad, bo wiedzą, że nieprawidłowości wiązałyby się z kontrolą i karą. Zresztą ich księgowi są świadomi odpowiedzialności i sami podpowiadają optymalne rozwiązania.
Urzędy skarbowe w całym kraju zaczynają kwestionować wyliczenia przedsiębiorców, dotyczące tego, ile mogą sobie odliczyć na koszty prowadzenia firmy w mieszkaniu. Dostali wytyczne, by szczególnie ostro traktować tych, którzy mieszkają i pracują w kawalerkach. W najlepszej sytuacji są ci, którzy mogą wygospodarować na biuro odrębny pokój. Dokładnie wiadomo, jaką część czynszu i opłat eksploatacyjnych mogą wliczyć w koszt prowadzenia firmy.
– Moja księgowa już dawno wyczuliła mnie na odliczanie kosztów prowadzenia biura. Mam mały pokój, w którym trzymam dokumentację, firmowy komputer, drukarkę i nic poza tym. Oddzieliłem życie prywatne od zawodowego i rygorystycznie się tego trzymam – mówi w rozmowie z INN:Poland Marcin, prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą we własnymi mieszkaniu. Zajmuje się analityką danych i konsultingiem.
Zlecenia od klientów zbiera wyłącznie telefonicznie i mailowo, spotyka się z nimi w ich firmach lub na mieście. W domu gości nie przyjmuje, więc nie odlicza nic poza odpowiednią częścią czynszu i opłat.
Dwoje innych przedsiębiorców, z którymi rozmawialiśmy jest w diametralnie innej sytuacji.
– Mieszkamy z żoną i dwójką dzieci w dwupokojowym mieszkaniu. Mam małe biurko, ale przy nim najczęściej siedzi córka. Ja z komputerem przeważnie pracuję w kuchni, przy dużym stole. Część dokumentów mam w szafie w sypialni, część w pokoju dziecięcym – tam też stoi drukarka. Uczciwie obliczyłem, jaką część mieszkania wykorzystuję do pracy i odliczałem sobie 1/10 czynszu i opłat na poczet kosztów prowadzenia firmy. Kilkadziesiąt złotych miesięcznie, więc jakaś oszczędność to jest. Przeżyję bez tego, ale to po prostu nie fair. Przez ostatnich 5 lat mogłem odliczać, teraz nie mogę? – dziwi się Michał, organizujący wyjazdy integracyjne dla firm.
– Ciekaw jestem, co by powiedział urzędnik, gdyby zobaczył, że czasem siadam z komputerem czy telefonem na balkonie, bo żona akurat uczy dzieci odkurzania – gorzko żartuje.
Agnieszka prowadzi firmę z branży reklamowej, również we własnym domu. Jednym z powodów, dla którego zdecydowała się na home office są małe dzieci.
– Nie stać mnie na zatrudnienie opiekunki, a o miejsce w przedszkolu nie jest łatwo. Kiedy pracuję, dzieciaki bawią się pod moim okiem. Nie jest więc dziwne, że na podłodze często porozwalane są zabawki czy książki. Ba, to nawet nie przeszkadza klientom, gdy od czasu do czasu zaglądają do mojego domowego biura. Rozumieją dylematy pracującej matki – mówi nam.
– Ale teraz rodzi się pytanie: skoro moje dzieci bawią się, podczas gdy ja pracuję i np. mają włączonego do prądu laptopa, to czy mogę dokonać odliczeń choćby prądu, czy nie? A co z częściami wspólnymi, jak łazienka? Czy powinnam postawić w pokoju toi toia? A może powiedzieć dzieciom, że od 9 do 17 mają korzystać z kuwety kota, bo łazienka jest biurowa? – utyskuje na działania fiskusa.
Michał i Marcin nie korzystali nigdy z możliwości odliczenia części wydatków na prąd czy internet.
– To jest nie do obliczenia. Internet mam razem z kablówką i nie mam pojęcia ile go wykorzystuję na cele prywatne a ile na służbowe. Podobnie z prądem – nie zainstaluję sobie przecież odrębnego licznika w jednym pokoju, ale wiem, że inni jakoś sobie z tym radzą – mówi nam Marcin.
Zdaniem ekspertki Krajowej Izby Gospodarczej, Agnieszki Durlik, fiskus uderza w ten sposób w najmniejsze firmy. Według Krajowej Izby Gospodarczej jest ich w Polsce około miliona. Problem dotyczy zwłaszcza tych, którzy pracują umysłowo: informatyków, grafików, prawników, architektów.
– Niedobrze, że skarbówka zabiera najmniejszym przedsiębiorcom te parę złotych podatkowych oszczędności – mówi Agnieszka Durlik.
Tymczasem, jak zaznacza cytowany przez „Rzeczpospolitą” doradca podatkowy Grzegorz Gębka, nie ma odrębnego przepisu, który nakazywałby fiskusowi zmianę dotychczasowego podejścia do mikroprzedsiębiorców, więc można to uznać za nadinterpretację istniejącego prawa.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy także samych urzędników skarbowych. Na odpowiedzi wciąż czekamy.