Rybacy z Półwyspu Helskiego alarmują, że coraz częściej z ich sieci wysypują się chore i wychudzone ryby. Wcześniej podobne przypadki były sporadyczne, dzisiaj można trafić nawet na kilkadziesiąt takich sztuk dziennie.
Flądry z krwawymi dziurami w korpusie, ropiejące węgorze i wychodzone turboty – oto, co wyciągają dzisiaj rybacy pracujący w Zatoce Puckiej. – Brzydziłbym się podać to zwierzętom, a co dopiero zawieźć do sklepu. Ryby zdychają, foki zdychają, teraz ludzie będą umierać – powiedział jeden z właścicieli kutrów, cytowany przez "Dziennik Bałtycki".
Badacze wydają się zdezorientowani. Chore ryby trafiły do Morskiego Instytutu Rybackiego. – To uszkodzenia mechaniczne, nie efekt epidemii – orzekli naukowcy, którzy przyznają jednak, że problem z rybami nie jest wydumany. Eksperci z MIR nie są jednak na razie w stanie ustalić , co może być przyczyną tak fatalnej kondycji ryb.
Sprawa nie daje również spokoju ekologom „Naszej Ziemi”. Ci twierdzą znowu, że do wody trafia „niekreślony ładunek z różnymi substancjami i pierwiastkami”. Nie chcą jednak nikogo oskarżać, nie dysponując twardymi dowodami. Aktywiści wystąpili za to z prośba o interwencję do Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Resort zlecił już przeprowadzenie stosowanych badań.