Od kilku lat branża handlowa w Polsce usiłuje zaszczepić nową tradycję. Jak dotąd bezskutecznie – mówiąc delikatnie, szału nie ma a obniżki cen głowy nie urywają. Wiele sklepów oferuje mało chodliwe resztki towarów, których nie udało się sprzedać przez wiele miesięcy.
Sama tradycja Czarnego Piątku narodziła się oczywiście w Stanach Zjednoczonych, nazwa wzięła się prawdopodobnie od czarnego atramentu, którym sprzedawcy zapisywali zyski. Straty tradycyjnie zaznaczali na czerwono. Zyski miały się pojawiać właśnie w tym okresie, bezpośrednio poprzedzającym święta Bożego Narodzenia.
W USA Black Friday przypada na następny dzień po Święcie Dziękczynienia i od lat jest faktycznym rajem dla miłośników wyprzedaży.
W sklepach za Atlantykiem można trafić na obniżki cen sięgające nawet 70 proc. lub więcej. W Polsce niewiele osób czeka na Black Friday. Dlaczego? Rzućmy okiem na oferty, a przekonamy się, że szału nie ma.
Lidl, jedna z największych sieci handlowych w kraju, przygotowała zniżki do 70 proc. na wybrany asortyment. Słowa klucze to „do 70 proc.” i „wybrany”. Podobnie jak rok wcześniej Lidl wystawia na półki towary, które nie sprzedały się podczas poprzednich promocji i zalegają w magazynach.
Jeśli coś nam wpadnie w oko, musimy sprawdzić czy towar dotrze do wybranego sklepu, a później go upolować. Zeszłoroczne doświadczenia wskazują na to, że będą to raczej pojedyncze sztuki.
Największe przeceny w Lidlu sięgają 70 proc., ale mówimy o ręcznikach z ceną obniżoną z 35 do 10 złotych. Do tego dochodzi nieco artykułów AGD, jak waga za 14 zł (było 49,99 zł), czy wiertarka za 59 zł (przeceniona z 79 zł). Są to promocje, na jakie możemy trafić bez większego problemu przez cały rok.
W innych sklepach handlowcy obniżają ceny, ale te promocje nie są wcale lepsze od całorocznych akcji sprzedażowych. Można liczyć na przeceny w wysokości 10 – 20 proc. lub więcej, ale na wybrane towary.
Na przykład Amazon daje zniżki do 50 proc. Podobnie Answear, ale dorzuca do tego darmową dostawę. Sklepy obuwnicze, jak Deichmann, New Balance czy CCC – 15-20 proc. na towary nieprzecenione lub wybrane. W zasadzie większość sensownych czarnopiątkowych ofert możemy znaleźć w branży odzieżowej. Mimo wszystko nie są to promocje mrożące krew w żyłach. Zniżki wynoszące 10 czy 20 proc. ceny wyjściowej dostaniemy bez problemu podczas regularnych wyprzedaży lub choćby za dołączenie do klubu danej marki.
Nie przypadkiem do akcji niezbyt chętnie włączają się sklepy internetowe z elektroniką. One szykują się na Cyber Monday, czyli na przypadające 4 dni później święto swojej branży.
Wiele sklepów łączy Black Friday i Cyber Monday w cały tydzień wyprzedaży i promocji. Każdy chce być pierwszy i przed konkurencją, więc pojawia się mnóstwo „falstartów”, które pogłębiają chaos w warstwie reklamowej. Na dodatek coraz śmielej na globalnym rynku radzą sobie chińscy sprzedawcy, którzy swoje święto handlu, czyli Dzień Singla, ustawili na dzień 11 listopada – w tej dacie pojawiają się 4 jedynki, a to oznacza ponoć dużo szczęścia. Na pewno dla sprzedawców, bo sama chińska Alibaba w Dzień Singla sprzedała towary za 25,3 miliarda dolarów, obsługując nawet 256 000 transakcji na sekundę.
W Polsce na Black Friday czeka niewiele osób, bo i nie za bardzo jest na co. Zniżki czy wyprzedaże mamy przez cały rok. Im bardziej branża handlowa nie ma nam do zaoferowania prawdziwych promocji, tym mniej jest się czym ekscytować.
Co więcej – żadna ogranizacja czy sieć handlowa w Polsce nie chwalą się obrotami uzyskanymi w Czarny Piątek. Można się więc domyślać, że nie bardzo jest czym.