
Reklama.
Uber dostaje od inwestorów tyle pieniędzy, że komunikat o tym, że przepalił miliard dolarów w samych Chinach, nie robią na nikim wrażenia. Jego największy konkurent Taxify dostał parę miesięcy temu zastrzyk pieniędzy od Didi Chuxing, czyli chińskiego hegemona na rynku przewozów. I na dzień dobry dał klientom w ramach promocji przewozy za 60 gr/km.
Oba te start-upy to dzisiaj najpotężniejsi gracze na polskim rynku przewozów. Oprócz nich funkcjonuje rzecz jasna wiele mniejszych podmiotów jak np. myTaxi. Ładowanie się z własnej woli na tak zapchany i konkurencyjny rynek wydaje się szaleństwem. No chyba, że ma się taki biznesplan jak Kamil Ziontek i Andrzej Krzysztofowicz.
Dwóch Polaków stworzyło aplikację przewozową „Sówka”. Nazwa brzmi bardzo grzecznie biorąc pod uwagę, że grupą docelową są...imprezowicze. Właściciele Sówki stwierdzili bowiem, że nocne przejazdy są niszą całkowicie zaniedbaną przez potentatów. Weźmy takiego Ubera. Za dnia możemy poruszać się nim za bezcen, w nocy aplikacja podbija jednak stawki, sprawiając np., że jedna z moich znajomych zapłaciła niedawno za 7-kilometrowy kurs 23 zł.
Krzysztofowicz z Ziontkiem postanowili to przebić. Zlikwidowali podział na strefy, uznali też, że nie będą podbijać cen przy zwiększonym zapotrzebowaniu ze strony klientów. Za trzaśnięcie drzwiami zapłacimy więc 4 zł, za każdy kilometr 1,3 zł, 35 gr za minutę – kartą lub gotówką – do wyboru. Za wspomniany kurs zapłacilibyśmy więc ok. 13 zł. Na koniec aplikacja ściąga od kierowców tylko 15 proc. prowizji, rekompensując im w ten sposób niskie stawki. Uber bierze tymczasem 25 proc.
Jak wypromować się bez billboardów
– Byliśmy zespołem, który promował w Warszawie francuską aplikację Hitch, która działała na podobnych zasadach jak teraz Sówka. Niestety Hitch został ukarany przez paryski sąd za swój model biznesowy, podniósł ceny i zaczął wycofywać się z zagranicznych rynków – wspomina Krzysztofowicz. Gdy Hitch ostatecznie zniknął z Polski, on i Ziontek pomyśleli, że warto byłoby kontynuować tę pracę, tym razem, pod własnym szyldem.
– Byliśmy zespołem, który promował w Warszawie francuską aplikację Hitch, która działała na podobnych zasadach jak teraz Sówka. Niestety Hitch został ukarany przez paryski sąd za swój model biznesowy, podniósł ceny i zaczął wycofywać się z zagranicznych rynków – wspomina Krzysztofowicz. Gdy Hitch ostatecznie zniknął z Polski, on i Ziontek pomyśleli, że warto byłoby kontynuować tę pracę, tym razem, pod własnym szyldem.
Polacy postawili na najprostszy możliwy sposób promocji. Zamiast wydawać fortunę na reklamy, odezwali się do organizatorów warszawskich imprez i festiwali.
– Promowały nas klubu nad Wisłą, dobrze żyjemy również z klubami serwującymi muzykę elektroniczną – opowiada Krzysztofowicz. Sam start, który przypadł na maj tego roku również został skorelowany z jednym z największych festiwali muzyki elektronicznej w Polsce – Instytutem. Dzięki temu liczba użytkowników sukcesywnie rośnie, choć Sówka na promocję nie wydaje ani grosza. Dzisiaj jej aplikację pobrało już 3 tys. użytkowników. A już w grudniu kolejna okazja na ekstra zarobek – polska firma nawiązała bowiem współpracę z Pure Festival. Sówka jest też bardzo blisko porozumienia z jedną z polskich uczelni.
Od 19 do 6
Aplikacja działa wprawdzie całą dobę, w praktyce kierowcy jeżdżą jednak między 19 a 6 rano. W ciągu dnia próżno ich szukać, większość z nich stanowią studenci, którzy mają w tym czasie inne zajęcia.
Aplikacja działa wprawdzie całą dobę, w praktyce kierowcy jeżdżą jednak między 19 a 6 rano. W ciągu dnia próżno ich szukać, większość z nich stanowią studenci, którzy mają w tym czasie inne zajęcia.
Krzysztofowicz podkreśla jednak, że nie zrezygnował z selekcji. Z każdym kierowcą prowadzi indywidualne rozmowy.
– Uczulamy, że naszymi klientami nie są osoby, które spieszą się na spotkania biznesowe. Często chcą pogadać, posłuchać dobrej muzyki. Kierowcy muszą mieć też na stanie butelkę z wodą, na wypadek, gdyby klient okazał się spragniony – opowiada. W rekrutacji pomaga zapewne fakt, że Sówka nie stawia przed kierowcami zbyt wysokich wymagań dotyczących samochodów. Ten musi być po prostu sprawny i zadbany. - Nie ma żądnych ograniczeń wiekowych – zauważa przedsiębiorca.
Jak na razie aplikacja działa na terenie Warszawy, w obrębie 30 km od centrum. W przyszłym roku Polacy mają jednak zamiar rozszerzyć działalność. Na pierwszy ogień pójdzie Trójmiasto i Wrocław. W planach jest również uruchomienie dostaw jedzenia na wzór UberEats. Bo jak dobrze wiemy, nie ma nic gorszego niż złapanie „gastrofazy” w środku domówki.