Nie lubią słowa na "p". Kiedy je słyszą, wyjaśniają, czym są media tworzone przez użytkowników. We wtorek kończą się zapisy na akcje CDA.pl – jednego z największych polskich serwisów VOD. Debiut na parkiecie przewidziano na początek 2018 roku.
CDA chce sprzedać ok. 10 proc. swoich akcji, cała reszta pozostanie w rękach dotychczasowych udziałowców, czyli twórcy serwisu Łukasza Ćwieka i jego ojca Jarosława. Z giełdy chcą pozyskać ok. 5,5 mln złotych, kótre przeznaczą na rozwój serwisu, w tym na wprowadzenie do swojej płatnej oferty kolejnych produkcji od dystrybutorów legalnej kultury.
Kiedy zapyta się rzecznika CDA.pl o piractwo w serwisie, już się nie denerwuje. Cierpliwie tłumaczy różnicę między serwisem pirackim, a serwisem typu user generated content, takim jak YouTube, Facebook czy choćby CDA.pl, gdzie treści umieszczają sami użytkownicy.
Właścicielem serwisu CDA.pl jest firma CwMedia. W gruncie rzeczy portal od samego powstania w 2004 roku jest firmą rodzinną. Twórcą serwisu jest Łukasz Ćwiek, który do współpracy wciągnął swojego ojca – Jarosława. To właśnie on objął funkcję prezesa, żeby wesprzeć syna swoim doświadczeniem biznesowym i know-how. Jarosław Ćwiek, przez wiele lat pełnił funkcje menedżerskie w spółkach budowlanych.
CDA.pl to serwis doskonale znany polskim internautom. Kiedyś można w nim było znaleźć wiele filmów, chociaż niekoniecznie legalnych. Dziś filmów również jest sporo, ale niewiele osób wie, że oglądają je w pełnej zgodzie z prawem.
– CDA.pl, to swego rodzaju platforma hostingowo-społecznościowa. Zdarzają się sytuacje, gdy użytkownicy umieszczają treści do których nie mają praw autorskich. Walczymy z tym zjawiskiem nie tylko przestrzegając zapisów wynikających z regulacji prawnych, ale także wprowadzając własne rozwiązania. I znakomita rzesza dystrybutorów i twórców te wysiłki zauważa i docenia, a skala zjawiska znacznie się zmniejszyła – mówi w rozmowie z INN:Poland Wolfgang Laskowski, rzecznik prasowy CwMedia S.A.
Dodaje jednak, że firma nie jest wstanie zabezpieczyć się przed piractwem w 100 procentach. Ta zasada dotyczy zresztą wszystkich tego typu serwisów, łącznie z takimi gigantami, jak wspominany już YouTube czy DailyMotion. – To jest specyfika tego biznesu – dodaje rzecznik spółki.
Laskowski tłumaczy, że problem dostrzegli europejscy i polscy ustawodawcy, wprowadzając do prawa regułę notice and takedown. Jeśli wydawca wie, że jakiś materiał łamie prawo, to musi zareagować. A – jak twierdzi rzecznik CwMedia, CDA reaguje i to bardzo szybko.
– Żeby zgłosić naruszenie praw autorskich w serwisie CDA.pl nie trzeba być zarejestrowanym użytkownikiem – a to nie jest standard! Odnośnik do odpowiedniego formularza znajduje się przy każdym materiale, na dodatek sam formularz jest maksymalnie uproszczony. Jeśli dostaniemy informację o tym, że są łamane prawa autorskie, to reagujemy w dzień powszedni średnio w ciągu godziny, maksymalnie dwóch – mówi nam Wolfgang Laskowski.
Dodaje, że procedurę notice and takedown w CDA.pl wprowadzono już w 2012 roku, gdy dokonano znaczącej przebudowy strony w modelu Web 2.0 . – W 2015 roku specjalnie dla dystrybutorów i właścicieli praw autorskich uruchomiono narzędzie, które nazwano „direct takedown tool”. Wszyscy nasi zarejestrowani partnerzy – dystrybutorzy filmów, wydawcy, sieci multichannel, twórcy czy organizacje zajmujące się tropieniem pirackich treści w internecie mają dostęp do panelu z dostępem do zasobów CDA – przekonuje.
Jak dodaje, partnerzy serwisu sami mogą sprawdzać jakie materiały są tam umieszczone i mogą je sami od razu kasować, bez wcześniejszego zgłaszania. – To bardzo skuteczne narzędzie, bo ponad 90 procent usuwanych z serwisu materiałów jest kasowanych właśnie w ten sposób – mówi Wolfgang Laskowski. Nie zdradza jednak, ile materiałów filmowych jest z serwisu usuwanych.
Dodaje, że narzędzie do usuwania pirackich treści umożliwia bardzo szybkie działanie, a czas ma kluczowe znaczenie w sytuacji, gdy do internetu wycieka na przykład film. W ciągu kilku dni mogą go obejrzeć tysiące osób, z których przynajmniej część nie wybierze się już do kina.
– Dystrybutorzy działają samodzielnie, w ich imieniu robią to też specjalne agencje. Zarzucano nam, że zrzuciliśmy ten obowiązek na dystrybutorów. Ale po pierwsze – prawo nie nakazuje żadnemu wydawcy sprawdzania praw autorskich w odniesieniu do wszystkich materiałów umieszczanych przez użytkowników, byłoby to zresztą niewykonalne, po drugie – większość producentów czy twórców i tak wynajmuje specjalistyczne agencje czy inne podmioty do wyszukiwania treści. Więc nie zmusiliśmy nikogo do wykonywania jakiejś dodatkowej pracy – tłumaczy Wolfgang Laskowski. I zaznacza, że serwis dał narzędzie, które tę pracę ułatwiło i usprawniło.
Kiedy pytam rzecznika CwMedia o podobieństwa między serwisami typu Kinomaniak, a CDA, obrusza się.
– Czy naprawdę trzeba tłumaczyć jaka jest różnica między legalnie działającym i płacącym podatki w Polsce biznesem, wchodzącym na giełdę, a przez to transparentnym i zweryfikowanym, a podmiotem czy podmiotami, które stoją do tego w całkowitej kontrze? – dziwi się Laskowski.
Co więcej, okazuje się, że nawet decyzja o wejściu na giełdę jest w znacznej mierze podyktowana względami wizerunkowymi.
– Decyzję podjęli właściciele portalu, ale uwiarygodnienie spółki było na pewno istotnym argumentem. Jakiś czas temu zmieniła model biznesowy, promuje treści premium, ma umowy z dystrybutorami i udostępnia licencjonowane treści premium – to duży krok naprzód – ocenia Laskowski
Jak dodaje, wydawcy i partnerzy dostrzegli te wysiłki i je zaakceptowali. Ale odbiór medialny spółki specjalnie się nie zmienił, świat się o tym nie dowiedział.
– Wprowadzenie spółki na giełdę, czy to małą, czy też dużą, wiąże się ze spełnieniem dość surowych standardów. Kwestia wizerunkowa miała tu więc spore znaczenie – mówi nam Wolfgang Laskowski.
Wydaje się, że sytuację zaakceptowali też użytkownicy CDA.pl. Serwis chwali się naprawdę silną pozycją. Jako jedyny portal VOD podaje dokładną liczbę osób płacących abonament (19,90 zł miesięcznie). W ciągu 18 miesięcy od uruchomienia usługi CDA Premium (od stycznia 2016 do połowy 2017) serwis doszedł do 74 tys. użytkowników, którzy płacą za treści.
Takich danych nie udostępnia ani Netflix, ani Showmax. Do liczby użytkowników trzeba też doliczyć osoby nie płacące abonamentu, ale oglądające ogólnodostępne treści. W serwisie premium CDA ma 3800 filmów, w zwykłym – choćby ponad 135 tysięcy filmów polskich youtuberów.
Twórcy zarabiają na reklamach wyświetlanych przy swoich filmach, dystrybutorzy mają wynegocjowane stawki w modelu revenue share – czyli im więcej osób obejrzy dany tytuł, tym więcej zarobią.