Sektor bankowy w Polsce zelektryzowała wieść, że dwa największe polskie banki miałyby się połączyć i stworzyć wspólną instytucję. Gdyby doszło do fuzji PKO BP i Pekao, powstałby jeden bank mający gigantyczną przewagę nad innymi podmiotami.
PKO ma dziś 9,4 mln klientów, Pekao – 5,4 mln. Łącznie obsługiwałyby więc prawie 15 mln osób. Udziały w obu bankach ma Skarb Państwa, po fuzji pozostali inwestorzy byliby zmarginalizowani.
Według doniesień Rzeczpospolitej decyzja już zapadła i niedługo w obu bankach mają powstać odpowiednie zespoły robocze. Dziennikarze "Rp" twierdzą, że nieoficjalne informacje uzyskali od przedstawicieli obu banków. Na te plotki szybko i zdecydowanie zareagowało biuro prasowe PKO BP, pisząc wprost, że jest to "fake news".
– Nie jest prawdą że uczestniczyliśmy w rozmowach dot. możliwości połączenia z Pekao, nie prowadzimy projektów z tym związanych. Fuzja nie jest też celem na przyszły rok – napisali przedstawiciele banku.
Skarb Państwa ma 29,4 proc. akcji PKO BP, w Pekao kontroluje (dzięki PZU) 20 proc. aktywów a dodatkowo – przez Polski Fundusz Rozwoju – kolejne 12,8 proc. To właśnie PFR może być sprawcą całego zamieszania, bo cytowany przez "Rzeczpospolitą" Paweł Borys, prezes tej instytucji, jest gorącym zwolennikiem fuzji.
– Jeśli chcemy odegrać ważną rolę na rynku bankowym UE w ciągu najbliższych pięciu – dziesięciu lat, to połączenie siły tych dwóch instytucji byłoby dobrym rozwiązaniem – twierdzi.
Według "Rzeczpospolitej" prezesem połączonego banku miałby zostać Michał Krupiński, kierujący dziś Pekao, natomiast Zbigniew Jagiełło, obecny prezes PKO BP, miałby stanąć na czele rady nadzorczej, której kompetencje zostały rozszerzone.