W planie Morawieckiego zapisano: „Kapitał ludzki o wysokich kompetencjach i kwalifikacjach dostosowany do wyzwań zmieniającej się rzeczywistości stanowi jeden z nieodzownych warunków szybkiego rozwoju gospodarczego oraz poprawy jakości życia obywateli”. Niestety, w Polsce z kapitałem ludzkim nie jest najlepiej. I to mimo naszego ogromnego potencjału.
Już w pierwszy etapach budowania kapitału ludzkiego mamy dużą przewagę nad wieloma krajami. Co trzy lata przeprowadzane są badania Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. W testach Programu Międzynarodowej Oceny Uczniów z 2012 r. i 2015 r. wypadamy w trzech podstawowych kategoriach – czytanie, matematyka, nauki przyrodnicze – zaskakująco dobrze, podaje w swojej analizie serwis Cinkciarz.pl. Nasze wyniki przekraczają średnią – w testach bierze udział ponad 70 krajów.
W 2012 r. zajęliśmy w matematyce ósme miejsce na świecie i czwarte w Europie – z wyłączeniem miast-państw czy chińskich metropolii.
Ponadto, w Polsce odsetek osób z wyższym wykształceniem w przedziale wiekowym 30-34 lata wynosi 44,6 proc. – plasujemy się powyżej średniej unijnej, która wynosi 39,1 proc. Dlaczego więc w kolejnych latach nie rozwijamy się równie dobrze?
Podstawowym problemem jest to, że formalna edukacja nie idzie u nas w parze z praktyką. Eurostat podaje, że jedynie 2,7 proc. osób w wieku 15-19 lat wykonywało w Polsce jakąkolwiek pracę, mowa o przynajmniej godzinie w tygodniu. To bardzo słaby wynik, biorąc pod uwagę, że unijna średnia to 11,4 proc. W Danii i Holandii sięga ona nawet 50 proc.
Same uniwersytety stawiają jednak przede wszystkim na naukę formalną – teoria nie idzie w parze z praktyką. Mamy kult wiedzy teoretycznej, który powoduje, że młody człowiek często nawet nie zdaje sobie sprawy, jak o wiele ważniejsza jest sama praktyka.
Wydawałoby się, że sytuacja powinna znacznie poprawić się w wypadku osób w wieku 20-24 lat, które kontynuują formalną naukę. Nic bardziej mylnego. Jedynie 11,4 proc. decyduje się na pracę. Poprawie takiej sytuacji na pewno nie sprzyja chociażby to, że student dzienny nie może zarejestrować się w Urzędzie Pracy.
Dodajmy jeszcze, że osoby już zatrudnione raczej nie garną się do poprawiania kwalifikacji. Dane Eurostatu z 2016 r. pokazują, że tylko 24,7 proc. zatrudnionych w wieku 25-64 lata uczestniczyło w ostatnich 12 miesiącach w jakimkolwiek procesie edukacji – formalnym lub nieformalnym. Pamiętajmy jednak, że w polscy pracodawcy często niemal maksymalnie eksploatują pracownika – ten często bierze nadgodziny, bo inaczej zarobi za mało. W efekcie po pracy nie ma już energii na poprawę kompetencji zawodowych.
– Do niedawna większość Polaków nie miała żadnych oszczędności. Nadal jednak zarabiamy zbyt mało (najczęściej wypłacana pensja w październiku 2016 r. to ok. 1500 zł netto – przyp. red.), by móc się przekwalifikować. Brak zazwyczaj pieniędzy na dodatkowe kursy. Ponadto, zarabia się tak niewiele, że chcąc wyżyć, trzeba dużo pracować. Pracujemy więcej niż 8 godzin dziennie. Pracując ponad siły, nie ma się już energii, żeby poszerzać kompetencje – mówi w rozmowie z INN:Poland Kamil Fejfer, autor książki „Zawód. Opowieści o pracy w Polsce. To o nas”, dziennikarz portalu OKO.press.