Biedronka zamontowała swoim pracownikom holtery, czyli urządzenia monitorujące pracę serca – donosi money.pl. Wszystko po to, by dowiedzieć się, czy praca w dyskoncie jest tak wyczerpująca, jak opisują to niektóre media. Badanie objęło 20 placówek na terenie Polski, z kilku z nich zaczęły jednak napływać skargi.
Holter to niewielkie urządzenie, które montuje się przy ciele pacjenta, by rejestrować pracę serca na bieżąco. Bywa również wykorzystywane do określenia warunków pracy w wymagających dużego wysiłku fizycznego zawodach jak górnik, czy pracownik magazynu. Teraz posłużyły do przebadania kasjerów Biedronki.
Pracownicy i związki zawodowe skarżą się jednak, że nikt o zamiarze przeprowadzenia badań ich nie poinformował. Skargi miały napłynąć z 2 placówek. Kasjerzy twierdzą, że zostali po prostu zaproszeni do pokojów socjalnych, gdzie bez żadnego wyjaśnienia zamontowano im holtery.
– Kobiety, które się do nas zgłosiły opowiadały, że czuły dyskomfort. Musiały zdjąć staniki, żeby zamontować te urządzenia. Wcale im się nie dziwię, przecież to tak, jakby mężczyznom kazano pozbywać się majtek – komentuje w rozmowie z INN:Poland Piotr Adamczak, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Jeronimo Martins.
Adamczak zauważa, że samo badanie jest jak najbardziej wskazane, problem w tym, że Biedronka nie informowała wcześniej, że ma zamiar je przeprowadzić. – Związki zawodowe też mają prawo wnieść przez instytucje państwową wniosek o przeprowadzenie badań dot. obciążeń w pracy. Wraz z Sierpniem 80' rozważaliśmy taki ruch. Otrzymaliśmy nawet pismo od neurologa jednej z przychodni, żeby zwrócić na to uwagę, bo nasi pracownicy mają problem z urazami stawów – dodaje.
O wspomnianym badaniu żaden ze związków zawodowych jednak nie wiedział. – Pytanie, w których sklepach je przeprowadzono. Czy to działo się w placówkach, w których obsady są pełne? Bez takiej wiedzy trudno mi się ustosunkować do tej sprawy. Takie coś, powinno być robione w porozumieniu ze związkami, inaczej pracodawca może sobie wybrać sklepy, w który warunki pracy są najbardziej komfortowe, a potem stwierdzić, że nie ma żadnego problemu. I nawet pokazać, że ma na to papier od lekarzy – puentuje Adamczak.
W oświadczeniu przesłanym do money.pl sieć broni się jednak pisząc, że badanie „służy dwóm głównym celom: określeniu kosztu energetycznego na poszczególnych stanowiskach, co jest wymagane przez prawo pracy, oraz późniejszej analizie tych wyników i ewentualnemu wprowadzaniu zmian korzystnych dla pracowników, np. w systemie pracy sprzedawców”. I podkreśla, że przeprowadza takie pomiary od lat we współpracy z Instytutem Medycyny Pracy im. Prof. J. Nofera. Zdaniem Biedronki, do tej pory protestów w tej sprawie nie było.