Paweł Borys jest obecnie szefem Polskiego Funduszu Rozwoju
Paweł Borys jest obecnie szefem Polskiego Funduszu Rozwoju Kuba Atys/Agencja Gazeta
Reklama.
Na giełdzie kandydatów, którzy po Mateuszu Morawieckim mogą pełnić funkcję ministra finansów, pojawiały się do tej pory różne nazwiska. Wśród nich możemy znaleźć dwóch obecnych wiceministrów rozwoju, związaną z Jarosławem Gowinem Jadwigę Emilewicz i Jerzego Kwiecińskiego, który odpowiadał za absorpcję środków unijnych. Według informacji „Do Rzeczy”, ten drugi miałby jednak zostać ministrem rozwoju. Ostatecznie urząd ministra finansów pełnić będzie premier Mateusz Morawiecki, jednak wcześniej rozważano Pawła Borysa. Jego życiorys to ciekawa lektura.
Pewne wydaje się jedno – superresort skrojony pod Morawieckiego nie przetrwa. I zostanie podzielony na ministerstwo finansów i ministerstwo rozwoju. Kolejne portale niezależnie od siebie donoszą od kilku dni, że tekę ministra finansów obejmie Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Sam zainteresowany w programie Wydarzenia 22 w Polsacie News zaprzeczył tym pogłoskom, twierdząc, że zostaje na obecnym stanowisku. Wydaje się jednak, że prędzej czy później jest jednak naturalnym kandydatem na ministra finansów.
Anonimowy nominat
Paweł Borys jest obecnie szefem Polskiego Funduszu Rozwoju. Do tej instytucji państwowej został nominowany ze stanowiska głównego ekonomisty PKO BO właśnie przez Mateusza Morawieckiego. Awans na pozycję ministra wydaje się więc naturalną kontynuacją też ścieżki.
logo
Paweł Borys jeszcze w cieniu Mateusza Morawieckiego Kuba Atys/Agencja Gazeta
Co ciekawe, do momentu objęcia prezesury w PFR, Borys nie był zbyt rozpoznawalny w swoim środowisku. Gdy rok temu przepytywaliśmy na jego temat przedstawicieli domów inwestycyjnych oraz związków i stowarzyszeń okazało się, że Borysa…nikt nie kojarzy. O uznanym polskim ekonomiście i menedżerze”, jak opisywał go PFR, wiedzieliśmy więc tyle, że poważną karierę zaczął od głównego ekonomisty w niewielkim, polskim oddziale Grupy Erste Bank. Potem przez pewien czas był szefem inwestycji w ramach funduszy inwestycyjnych w Deutsche Banku i trafił na fotel prezesa w funduszu inwestycyjnym AKJ Investment. Stamtąd w 2010 roku przeszedł do PKO BP.
Od momentu transferu do Polskiego Funduszu Rozwoju, Paweł Borys znalazł się jednak na świeczniku. 40-letni ekonomista trafił do PFR w maju 2016 roku tuż po przemianowaniu go z Polskich Inwestycji Rozwojowych (utworzonych jeszcze za czasów Donalda Tuska celem pobudzenia inwestycji za pomocą pieniędzy Skarbu Państwa) na obecną nazwę. PIR zbyt dużo jednak nie zdziałał, pierwsze pół roku pochłonęło rejestrowanie spółki w KRS, a później długo czekał na finansowanie, które umożliwiłoby podjęcie konkretnych działań.
Na tym tle zarządzany przez Borysa PFR musiał wypaść lepiej. W ciągu półtora roku spółka sfinansowała rozbudowę Portu Północnego w Gdańsku, zapłaciła za budowę promów dla Polskiej Żeglugi Bałtyckiej i dorzucił pieniądze do zakładów Hipolita Cegielskiego. – Polski Fundusz Rozwoju daje radę – komentował w maju „Puls Biznesu”, wskazując, że PRF zrealizował 7 inwestycji za 8 mld złotych.
logo
– Sytuacja ministra finansów będzie coraz trudniejsza - komentuje nasz ekspert Adam Stępień/Agencja Gazeta
Rzeczywistość jest jednak trochę bardziej skomplikowana. PFR rzeczywiście jest chwalony np. za uruchomienie start-upowych funduszy na innowacje: Otwarte Innowacje, BRIdge CVC, Biznest, KOFFI i Starter FIZ.
– To pozwoli nam na zbudowanie ekosystemu venture capital, który w późniejszym czasie, gdy finansowanie się zakończy, może dalej funkcjonować finansowany już prywatnymi środkami –opowiadał nam o tym ostatnim Kuba Dudek ze Speedup Group.
Z drugiej strony na fundusz spłynęła jednak krytyka. Dotyczyła ona przede wszystkich największej inwestycji, zakupu wraz z PZU - banku Peako SA od włoskiego UniCredit za 4 mld zł. – Efekt jest taki, że mamy teraz dwa wielkie banki państwowe. To nie sprzyja konkurencyjności tego sektora – krytykowała prof. Barbara Błaszczyk, ekspertka FOR.
Ciężkie życie "speca od finansów"
– Sytuacja ministra finansów będzie coraz trudniejsza. Dotychczas poza jednorazowymi dochodami takimi jak aukcja LTE, dywidenda z NBP czy przesunięcia z VAT, resort korzystał też na dobrej koniunkturze i inflacji. Ta druga była widoczna przede wszystkim w wyższym wzroście nominalnych wpływów. Teraz zaczyna zaczyna się uwidaczniać w rosnącej presji płacowej i rosnącej waloryzacji. Jednoczesne nie ma już tych jednorazowych dochodów. Co więcej dopiero w 2018 roku zobaczymy pełen koszt obniżenia wieku emerytalnego – wieszczy Aleksander Łaszek z FOR. I dodaje, że dopiero, gdy nastąpi załamanie koniunktury (a to jest przecież nieuchronne) zobaczymy, jaka część wzrostu dochodów budżetowych była związana z działaniami strukturalnymi, a ile było efektem samej koniunktury.