Decyzja o budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego już zapadła. Inwestycja ma kosztować około 30 mld i, według planów, zostanie zrealizowana w ciągu najbliższych 10 lat. Problem w tym, że jego uruchomienie może okazać się bardzo problematyczne. I nie chodzi tutaj o pieniądze.
Port lotniczy Nowy Jork-JFK zatrudnia około 37 tys. osób, lotnisko koło Frankurtu nad Menem – 81 tys. Ilu ludzi będzie potrzeba do obsługi ogromnego węzła komunikacyjnego, które powstaje między Warszawą a Łodzią? Branżowy portal wnp.pl szacuje, że w przypadku obsługiwania 100 mln pasażerów rocznie (a tego typu szacunki już padały), CPK będzie potrzebować około 100 tys. rąk do pracy.
W tym samym czasie polski rynek pracy boryka się z coraz większym deficytem pracowników. Według danych GUS-u w 2017 roku problem ze znalezieniem wykwalifikowanych ludzi zgłosiło aż 44,5 proc. przedsiębiorstw. A do pracy na lotnisku nie można wziąć byle kogo – kandydaci do pracy są dokładnie prześwietlani.
– Może się okazać, że starająca się o pracę osoba ma „dziury” w życiorysie. My musimy je zweryfikować. To wszystko trwa. Pamiętam, że historia pewnej osoby weryfikowana była aż przez osiem miesięcy – tłumaczy WNP Maciej Klóskowski, doktorant Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. Z tego względu CPK nie powinno raczej liczyć na „łatanie” niedoborów kadrowych pracownikami z Ukrainy lub Białorusi. W ich przypadku weryfikacja będzie bowiem trudniejsza i bardziej czasochłonna.
Sytuacji nie poprawia fakt, że płace na lotniskach nie należą do wyjątkowo atrakcyjnych. Dwa lata temu „Gazeta Olsztyńska” donosiła o naborze do Portu Lotniczego Olsztyn-Mazury. Chętni mogli liczyć średnio na...2,8 tys. złotych brutto. Okazało się, że przy takich stawkach rekrutacja idzie wyjątkowo opornie. W przypadku CPK problemem będzie również dystans, jaki ma dzielić lotnisko od Warszawy. W przypadku dojazdu ze stolicy, pracownicy będą musieli pokonywać dziennie 100 km w obie strony.