Wypowiadanie klauzul pozwalających na nadgodziny miało być kolejnym – po głodówce – sposobem na zmuszenie rządu i środowiska lekarskiego do przyjrzenia się niskim płacom i złym warunkom pracy w służbie zdrowia. Wygląda jednak na to, że dyrektorzy szpitali znaleźli skuteczny sposób na zniechęcenie rezydentów do protestu.
Klauzula opt-out to oświadczenie pracownika, że zgadza się na pracę powyżej 48 godzin tygodniowo. Rezydenci od lat powtarzają, że w obliczu braku rąk do pracy, klauzula ratuje sytuację kadrową w służbie zdrowia. By to unaocznić zdecydowali się na masowe wypowiadanie tych oświadczeń. Pod konie listopada na taki krok zdecydowało się 3 tys. osób.
„Gazeta Wyborcza” donosi jednak, że dyrektorzy szpitali grożą protestującym konsekwencjami. Rezydenci mieli usłyszeć, że będą mieli problemy ze zrobieniem specjalizacji. Lekarzom, którzy nie zdecydują się cofnięcie klauzuli, obiecuje się również korzystniejsze warunki finansowe.
– Dyrektorzy nas zastraszają. Słyszymy, że jeśli wypowiemy klauzule, będziemy mieć problem ze zrobieniem specjalizacji, bo np. ordynator nie zgodzi się na niezbędne szkolenie – opowiada "GW" lekarka z Wielkopolski.
Krzysztof Hałabuz, szef Porozumienia Rezydentów, jest takimi praktykami mocno zaniepokojony. Boi się, że część osób ugnie się pod presją kierownictwa, co wyhamuje siłę protestu. A ten może być skuteczny tylko wtedy, gdy środowisko rezydentów okaże się solidarne.