
Reklama.
113 ofiar śmiertelnych – to bilans katastrofy samolotu Concorde pod Paryżem w 2005 roku. Tę datę uznaje się za początek końca kariery pierwszego pasażerskiego samolotu, który potrafił poruszać się z prędkością naddźwiękową. Choć późniejsze śledztwo wykazało, że winę za wypadek ponosiła obsługa lotniska, zła sława, którą owiane zostały w ten sposób francusko-brytyjskie samoloty, przyspieszyły wycofanie ich z użytku.
Już za niedługo na niebie mogą pojawić się jednak jeszcze szybsze maszyny. Wyścigu podjęły się trzy amerykańskie firmy. Najbardziej zaawansowane są prace duetu Aerion - GE Aviation. Aerion chce zbudować 12-miejscowy odrzutowiec, który będzie poruszał się z prędkością 1,4 macha (1 mach=1225 km/h) wobec 0,85 macha, czyli prędkości jaką oferują samoloty wykonujące loty komercyjne. Maszyna miałaby wejść do użytku w 2025 roku.
O dwa lata chcą ją jednak ubiec dwa inne koncerny - Boom Technology i Spike Aerospace. Ta pierwsza spółka ma zamiar wyposażyć samoloty w silniki, które pozwolą na osiągnięcie prędkości 2,2 macha, czyli niemal 2,7 tys. km/h (dla przykładu Concorde rozwijał prędkość do 2179 km/h). 2,7 tys. km to nieco więcej niż wynosi odległość między Warszawą a Madrytem. Ale to przykład czysto teoretyczny. Przez zakaz przelotów z tak dużą prędkością nad lądem, odrzutowce mogłyby poruszać się wyłącznie na trasach transoceanicznych. Eksperci powątpiewają również, czy termin nie ulegnie przesunięciu, ze względu na wymogi certyfikacyjne i testy.
źródło: Gazeta Wyborcza