Do oddziałów drogówki w całym kraju trafiają właśnie nowe mierniki prędkości. Mają zastąpić wysłużone Iskry, których pomiary są kwestionowane nawet przez sądy. Problem w tym, że nowe mierniki mogą mieć podobny problem.
W połowie lipca polska policja rozstrzygnęła przetarg na nowe mierniki prędkości dla drogówki. Wygrała go firma Safety Camera System z Warszawy, która wyceniła swoją ofertę na nieco ponad 14 mln złotych. Ma za to dostarczyć 400 laserowych mierników LTI 20/20 TruCam. Dostawy właśnie trafiają do funkcjonariuszy z całego kraju.
Nowe mierniki mają zastąpić wysłużone i przestarzałe Rapidy-1A i rosyjskie Iskry-1. Stare "suszarki" nie nadają się już do niczego – wyniki ich pomiarów są często kwestionowane nawet przez sądy.
Zdarzało się, że pokazywały prędkość innych aut, potrafią nawet pokazać, że samochód stojący na poboczu z włączonym silnikiem przekracza dozwoloną prędkość.
Okazuje się jednak, że zamówione przez policję nowe mierniki mogą mieć tę samą przypadłość. Wyniki ich pomiarów również były już kwestionowane przez sąd, a kierowca wygrał sprawę.
Teoretyczny zasięg urządzenia wynosi aż 1200 metrów, ale już przy odległości 500 m od funkcjonariusza dokonującego pomiaru, wiązka lasera może mieć ponad metr szerokości, a więc miernik może zmierzyć prędkość innego pojazdu. Wizjer urządzenia nie jest bezpośrednio połączony z promieniem lasera, co oznacza, że policjant może widzieć w obiektywie urządzenia co innego, niż obejmuje miernik. To zdaniem sądu były wystarczające powody do uniewinnienia przynajmniej jednego kierowcy od zarzutu przekroczenia prędkości.
W praktyce może się więc zdarzyć, iż policjant – nawet w dobrej wierze – dokona pomiaru auta jadącego przed lub za nami i na tej podstawie wystawi nam mandat, który bez większych problemów podważymy w sądzie. Wygląd więc na to, że nowe suszarki za 14 milionów nie są wcale lepsze od starych Iskier.