Twój Vincent to najbardziej kasowy polski film dystrybuowany przez Polskę w historii. Polsko-brytyjska koprodukcja zarobiła na całym świecie ponad 20 mln dolarów, pokonując w ten sposób oskarową „Idę” Pawła Pawlikowskiego (15,3 mln dol.). Aby taki wynik był możliwy, prace nad promocją trzeba było zacząć dużo wcześniej. A dokładnie w 2012 roku, bo właśnie wtedy do zespołu dołączył Marcin J. Sobczak, który praktycznie w pojedynkę rozhulał promocję animacji.
– Zaczynałem pracę jeszcze jako szef działu PR, skończyłem jako Global Communication Director. Stworzyłem od zera koncepcję światowej strategii komunikacji dla tego projektu – opowiada w rozmowie z INN:Poland Marcin J. Sobczak, założyciel agencji This Way Publicity.
Duże wyzwanie
W 2012 roku, gdy Polak zaczął pracę nad promocją Twojego Vincenta, projekt był w fazie zalążkowej. – Mieliśmy tylko zwiastun na Youtubie, takie concept video z telefonem bezpośrednio do prezesa – śmieje się Sobczak. Klip sam z siebie nie generował jednak zbyt wielkiej popularności, trzeba było więc szybko wziąć się do roboty.
– W branży utarło się przekonanie, że na zbyt wczesnym etapie nadmierna komunikacja może tylko zaszkodzić. Duże projekty mają prostą ścieżkę promocji – skupiają się na produkcji i dystrybucji. W okresie rozwoju niewiele się robi. Uznałem, że w tym przypadku to się nie sprawdzi – wspomina.
Twój Vincent potrzebował bowiem pieniędzy na sam rozwój projektu. By internetowa zbiórka okazała się sukcesem, Sobczak musiał wzbudzić ogólnoświatowe zainteresowanie filmem. Zaczął, a jakże, od mediów społecznościowych.
– Wynajdywałem w sieci różne przedmioty, które były popkulturowo związane z Van Goghiem. To mogły być np. bombki, sukienki inspirowane obrazami malarza, pomalowane paznokcie, a nawet temperówki do ołówków w kształcie ucha – opowiada. Dzięki temu założony na facebooku fanpage zaczął błyskawicznie zwiększać zasięgi. Jaki z tego jednak pożytek dla promocji filmu? Ot np. taki, że Polak od czasu do czasu, trochę mimochodem, wrzucał również informacje o postępach w pracy nad filmem.
Sporo rozgłosu udało mu się również zdobyć dzięki nawiązaniu współpracy z muzeum Van Gogha w Amsterdamie. – Stronę internetową muzeum odwiedzało ponad milion osób, a pod postami mieli nieadekwatnie mało lajków. Zaproponowałem, że napiszę dla nich kilka postów i pomogę im go rozruszać. Udało się – wspomina.
Przełom w myśleniu
Marcin J. Sobczak opowiada, że „Twój Vincent” odniósł tak oszałamiający sukces, bo zagrało w nim kilka elementów. Mieliśmy w nim zarówno innowacyjną technologię (film składa się z obrazów namalowanych specjalnie na potrzeby produkcji przez kilkuset malarzy z całego świata) jak i popkulturową atrakcyjność. Van Gogh poza tym, że przeszedł do historii malarstwa, był bowiem człowiekiem o bardzo burzliwym życiorysie. Jego śmierć do tej pory owiana jest mgłą tajemnicy, a historię o odcięciu ucha i podarowaniu go prostytutce, znają nawet osoby, które na co dzień ze sztuką nie mają nic wspólnego.
– W pewnym momencie zrozumiałem, że choć Twój Vincent jest animacją, to jego potencjalni widzowie nie pokrywają się z fanami filmów Disneya. Wtedy uznałem, że należy pójść dużo szerzej. Odbiorcą mógł być równie dobrze francuski malarz, Japończyk zainteresowany popkulturą, jak i Amerykanin, który po prostu łaknął nowości – tłumaczy Sobczak.
W ten sposób Polak dotarł do blogera Huffington Post, który często pisał o Van Goghu. Po dłuższej korespondencji nasz rodak został przez niego polecony redakcji, a następnie, poproszony o założenie własnego bloga. – To była kolejna duża platforma za pomocą, której mogłem promować film – opowiada.
"Crowfunding zbudował naszą wiarygodność"
Ważnym elementem w promocji filmu okazała się internetowa zbiórka przeprowadzona przez twórców „Twojego Vincenta” na Kickstarterze. W jej ramach udało się zebrać łącznie 80 tys. dolarów. – Po crowdfundingu zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Udało mi się wygenerować ponad 4 tys. artykułów na całym świecie. Ludzie przekonali się, że, że nasz film nie jest tylko bliżej niesprecyzowaną ideą. On naprawdę się urzeczywistniał. Crowfunding zbudował naszą wiarygodność – podkreśla Sobczak.
Zbiórka została wcześniej starannie zaplanowana. Polak ze swoją kampanią skupił się na krajach, w których mógł zdobyć najwięcej pieniędzy. Starał się zdobywać kontakty z dziennikarzami i namawiać ich na publikacje we Francji ( Le Figaro i le Parisien), Wielkiej Brytanii (BBC i The Guardian) i USA. Dbał również, by nie zapomnieli o nim Chińczycy i Japończycy, których dopieszczał, regularnie publikując zdjęcia kolejnych gadżetów na Facebooku.
W tym gronie Polacy okazali się zdecydowanie najmniej rozrzutni. – Wpłacających można było policzyć na palcach jednej ręki, mimo artykułów promujących zbiórkę w Gazecie Wyborczej i Rzeczpospolitej. Dużo chętniej wpłacali za to nasi rodacy mieszkający za granicą – opowiada Sobczak.
Z tych zmagań zapamiętał przede wszystkim dobijanie się do The Guardian. Pojechał nawet do Londynu, by osobiście przekonać dziennikarzy do publikacji artykułu. Po długich namowach, udało się jednak dopiąć celu. A przynajmniej połowicznie. – Skończyło się na jednym tweecie. Na początek dobre było jednak i to – śmieje się.
Do każdej nacji przemawia co innego
Innym spostrzeżeniem Sobczaka, dotyczącym promocji, jest fakt, że nie da się jej przeprowadzić w sposób jednolity dla całego globu. Okazało się np., że Amerykanie i Azjaci nie lubią informacji tekstowych i dużo lepiej reagują na spoty, grafiki i inne bodźce wizualne. Dużą wagę przywiązują również do autorytetów.
– Zaczęli wpłacać pieniądze na crowdfunding dopiero, gdy przeczytali o nas w poczytnych magazynach. Europejczycy mieli dużo większą swobodę indywidualnego odkrywania tematu – wspomina.
Ludzie w poszczególnych częściach świata zwracali również uwagę na różne aspekty polsko-brytyjskiej produkcji. – Amerykanie patrzyli na ten film pod kątem popkulturowym, potrzebowali „efektu wow”. Ich ciekawość dało się podtrzymać tylko poprzez publikację nowych artykułów i materiałów video. W tym samym czasie Francuzi i Brytyjczycy rozpływali się nad technologią produkcji. Tam tematem zajmowali się nawet kuratorzy sztuki, którzy zastanawiali się, czy to co im prezentujemy „jest już sztuką, czy jeszcze nie” – mówi Sobczak.
Taka „rozstrzelona” promocja dała jednak efekty. Jak pisaliśmy w INN:Poland film tylko podczas pierwszego dnia wyświetlania w Chinach zarobił ponad 1 mln dol. W innych krajach statystyki są równie dobre. Dla przykładu, w Wielkiej Brytanii producenci zarobili 1,2 mln dol., we Włoszech – prawie 2 mln dol., Korei Południowej – ponad 2 mln dol., Ameryce Północnej – prawie 6 mln dol. W Polsce natomiast dzieło zyskało 1,5 mln dol.
A co z samym Sobczakiem? Polak postanowił pójść za ciosem i stworzyć agencję This Way Publicity, która zajmuje się "szytymi na miarę" systemami komunikacji i sprzedaży dla projektów o międzynarodowym zasięgu. Przedsiębiorca chwali się, że od momentu zakończenia promocji "Twojego Vincenta" zebrał już przez kampanie crowdfundingowe 2 miliony dolarów.