Chcesz zobaczyć, czy wyprzedaż, na którą właśnie trafiłeś jest rzeczywiście okazją, tymczasem ochroniarz zabrania robić zdjęcia produktom i cen czy skanowania kodów kreskowych? To bezprawie, możesz spokojnie odmówić takim żądaniom.
Skanowanie kodów kreskowych i fotografowanie cen w celu porównania ich ofertami innych sklepów to normalna praktyka. Jednak, jak wykazało badanie platformy TakeTask i Sieci AdRetail, zdecydowana większość placówek (aż 71 proc.) wciąż zabrania tego swoim klientom.
Najgorzej jest w drogeriach i hipermarketach, gdzie okazuje się to praktycznie niemożliwe. Problem występuje też w supermarketach, convenience i dyskontach. Tymczasem prawnicy podkreślają, że sieci handlowe nie mają ku temu żadnych podstaw. Zdarza się również, że pracownicy sklepów zwyczajnie łamią przepisy – straszą klienta zabraniem telefonu lub próbują nakłonić go do skasowania wykonanego zdjęcia, np. pod groźbą wezwania Policji.
– Według art. 4 ust. 1 ustawy o informowaniu o cenach towarów i usług, koszt zakupu artykułu w sklepie powinien być wskazany w sposób jednoznaczny, niebudzący wątpliwości i umożliwiający porównanie z innymi ofertami. Samo wprowadzenie ww. zakazu można więc uznać za naruszanie dobrych obyczajów lub nieuczciwą praktykę rynkową. Tym samym sklep nie ma prawa go egzekwować – wyjaśnia adwokat Jakub Bartosiak z Kancelarii Michrowski Bartosiak Family Office.
Dlaczego hipermarkety i drogerie boją się zdjęć?
W opinii Andrzeja Wojciechowicza, eksperta rynku FMCG i Komisji Europejskiej, powodem tego jest skala działalności tego typu formatów. Sprzedaż w ich sklepach jest obarczona wyjątkowo wysokimi kosztami operacyjnymi. W konsekwencji ceny mogą w nich być wyższe, niż w e-handlu. Nawet ta sama sieć handlowa może mieć zróżnicowane ceny identycznego produktu dla różnych kanałów dystrybucji.
Norbert Kowalski z Sieci AdRetail twierdzi, że w drogeriach ceny produktów są często dość wysokie, a rabaty – bardzo atrakcyjne. Promocja, obniżająca cenę produktu, np. o 10-20 zł, wystarczy do tego, żeby klient podjął wysiłek i wrócił do tańszego sklepu. Sieci widzą w tym zagrożenie, szczególnie w okresie noworocznych wyprzedaży, gdy wiele osób chce jak najtaniej kupić najlepszej jakości kosmetyki.
Najmniejsza niechęć do klienta wystąpiła w segmencie Elektro-RTV-AGD, gdzie trzy czwarte badanych placówek pozwoliło bez problemu dokumentować i sprawdzać swoje kody oraz ceny.
Jak się tłumaczą?
Tymczasem prawo prawem, a sklepy swoje… Pracownik jednej z badanych sieci convenience w Krakowie zagroził, że klient, który mimo zakazu będzie fotografował lub skanował produkty, zostanie stamtąd wyproszony. Jak wyjaśnił, takie osoby nie są mile widziane i właściciel sklepu nie życzy sobie ich obecności.
W dyskoncie w Zamościu ochroniarz groził nawet wezwaniem Policji, w przypadku złamania zakazu fotografowania cen i produktów oraz skanowania kodów.
– Gdyby interwencja ochrony była bardzo natarczywa, to klient może złożyć zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Skrajnie napastliwe działania naruszają art. 191 kodeksu karnego, który mówi o zmuszaniu przemocą lub groźbą do określonego zachowania, lub też art. 217 k.k. dotyczący nietykalności cielesnej. Pierwszy czyn zagrożony jest karą do 3 lat, a drugi do roku pozbawienia wolności – informuje mecenas Bartosiak.
Z kolei w drogerii w Poznaniu ochroniarz wytłumaczył „tajemniczemu klientowi”, że w sklepie nie wolno robić zdjęć telefonem, bo polityka firmy jest taka, aby uniemożliwić konkurencji uzyskanie informacji o wysokości cen.
We wrocławskim hipermarkecie zakaz wynikał z faktu ochrony przed nieuczciwym handlem i konkurencją. Natomiast w supermarkecie w Suchej Beskidzkiej pracownik zezwolił na wykonywanie dowolnych czynności. Zapytany wprost, dlaczego nad drzwiami znajduje się znak zabraniający fotografowania, odpowiedział, że „musi tam być i tyle”. Jak wynika z obserwacji badaczy, widoczny nad wejściem do sklepu zakaz robienia zdjęć to właściwie reguła. Może on być w formie napisu albo grafiki.