Wzmocnienie złotego i spadek wartości euro i dolara to nie przypadek. Ministerstwo Finansów i państwowy bank pod koniec roku masowo sprzedawały waluty, by podnieść kurs polskiego pieniądza. Efekt? Mniejszy dług i dobry PR rządu.
Od końca listopada do początku nowego roku, Ministerstwo Finansów było aktywne na rynku walutowym. Szczególnie mocno wykorzystało okres między świętami a Nowym Rokiem, kiedy najłatwiej było wpływać na kursy walut. W całej operacji pomógł Bank Gospodarstwa Krajowego, który masowo wyprzedawał m.in. euro i dolary a kupował złotówki.
W efekcie wartość złotego poszła w górę a to zapewniło środki na wydatki budżetowe i niższy dług publiczny. Rząd mógł także wyciągnąć z tego korzyści PR-owskie.
Informacje wskazujące na tę szeroko zakrojoną interwencję zdobył Dziennik. Z informacji gazety wynika, że w zeszłym roku MF za pośrednictwem BGK sprzedało 3 – 4 mld euro. To o wiele więcej, niż rok wcześniej, bo w 2016 puszczono w obieg 2,2 mld euro. Ministerstwo było aktywne na rynku walutowym co najmniej od listopada.
– Pod koniec roku mieliśmy dużą poduszkę płynnościową w walutach, a szykowaliśmy się na większe wydatki z budżetu, które są w złotym, więc zapewniliśmy sobie środki – przekonuje w rozmowie z Dziennikiem nasz rozmówca z MF. W 2017 roku złoty zapewnił ponad 5-proc. stopę zwrotu wobec euro, co było najlepszym wynikiem od pięciu lat.
Do całej operacji zaangażowano BGK, bo wymiana euro czy dolarów w banku centralnym nie ma wpływu na rynkowy kurs złotego, ale jeśli operację prowadzi BGK, to nasza waluta może zyskiwać na wartości.
Aktywność BGK przyczyniła się do tego, że 2017 r. udało się zamknąć ze złotym na poziomie ok. 4,17 za euro. W perspektywie roku do unijnego pieniądza umocnił się z poziomu 4,40 zł za euro. To dało jedną z najwyższych stóp zwrotu na świecie do euro.
Rząd osiągnął też efekt propagandowy, wskazując, że inwestorzy ufają polityce gospodarczej i doceniają mocne fundamenty makroekonomiczne – twierdzi rozmówca gazety.