Facebook to potężne narzędzie, zwłaszcza w rękach rozgoryczonego kierowcy, któremu uszkodzono auto. Wystarczył opis sprawy i oryginalna „gra” w odwecie, by post stał się popularny w sieci.
Internauta twierdzi, że kierujący Mercedesem uderzył w jego samochód, a następnie uciekł. Do zdarzenia doszło na parkingu pod sklepem Lidl przy ul. Halnej w warszawskiej dzielnicy Wawer. Auta były zaparkowane przy samym sklepie, więc całe zdarzenie zostało zarejestrowane przez sklepowy monitoring.
Poszkodowany przekonuje, że podjął się krótkiego pościgu i powiadomił policję. Po pewnym czasie jednak odpuścił, bo jechał znacznie słabszym autem niż „ta piękna, srebrna limuzyna dla kulturalnych ludzi”.
Kierowca postanowił, że weźmie sprawy w swoje ręce i wpadł na nietypowy pomysł. Wrzucił post na Facebooku, w którym opisał całe zdarzenie, gdzie stawia ultimatum sprawcy: albo się do mnie zgłosisz, albo przez parę dni będę odkrywał codziennie kolejne cyfry twojej tablicy rejestracyjnej.
Okazało się, że rozwiązanie rodem z filmu przyniosło skutki. Kierujący odezwał się do poszkodowanego i na razie odkrywanie kolejnych cyfr zostało wstrzymane.
– Dajmy kierowcy szansę chociaż przeprosić. Bo tu nie chodzi nawet o uszkodzenia na aucie, ale o sam fakt ucieczki. Może pierwszy raz jechał autem i czegoś się przestraszył? Nie wiem... Sprawdźmy to! – podsumowuje, już w bardziej delikatnym tonie, pomysłodawca akcji.
Post cieszy się dużą popularnością internautów. Jak na razie, został udostępniony ponad 400 razy.
Pytanie tylko, czy to, co robi poszkodowany jest legalne? Publikowanie w internecie zdjęć samochodów z widocznymi tablicami może naruszać dobra osobiste. Podobnie wygląda kwestia ujawniania nagrań wideo. – Jeżeli udostępniamy numery rejestracyjne samochodu, wizerunek innych osób obecnych na nagraniu to w takim przypadku zaczynamy podlegać pod ustawę o ochronie danych osobowych oraz pod kodeks cywilny. Możemy zostać oskarżeni o naruszenie dóbr osobistych – mówi newsrm.tv Katarzyna Przybylska z firmy NaviExpert.