Konkurs Edumission jest z założenia elitarny – do udziału w nim zaproszono jedynie 20 najlepszych szkół z całego świata. Zwyciężyła polska placówka No Bell z Konstancina-Jeziorny. Jej program – bez dzwonków, bez ławek i podręczników – zdobył serca jurorów.
Jak działa szkoła bez wszystkiego, co ze szkołą się kojarzy?
– Szkoła tradycyjna jest reżimem kontrolowanej powtarzalności. Powtarza się określone lekcje, schematy postępowania i rozwiązania. Podsuwane są w podręcznikach, które są dostosowane do nieistniejącego w rzeczywistości, statystycznego, uśrednionego ucznia. Nie ma tam żadnej personalizacji i indywidualizacji. Takie lekcje prowadzą do automatyzacji – mówi w filmie zgłoszonym do Edumission jeden z nauczycieli.
Konkurs, który wygrała No Bell był oparty na ocenie filmów, prezentujących działania i dokonania szkół. Nauczyciele z Konstancina podkreślają, że ich placówka porzuciła wszelkie zasady obowiązujące w tradycyjnych podstawówkach i gimnazjach.
Jak to działa w praktyce?
– Nie ma dzwonków, nie ma podręczników. Są oczywiście lekcje i podział na klasy, ale wygląda on inaczej, niż w tradycyjnej szkole. Klasy młodsze uczą się ze starszymi. Dzięki temu młodsi uczniowie mają inspirację do tego, żeby się rozwijać i gonić starszych. Ci drudzy mają możliwość sprawdzenia swojej wiedzy, tłumaczenia jej młodszym – tłumaczy Magda Nabiałek, odpowiadająca za komunikację szkoły, w rozmowie z INN:Poland.
Dodaje, że nauczyciele wychodzą z założenia, że uczeń nie musi realizować tego, co akurat zakłada program. Może postawić na zajęcia, które go bardziej interesują, w których czuje się lepszy.
– Nie chcemy hamować jego rozwoju. Dzieciaki mają pakiet przedmiotów obowiązkowych, ale poza tym mogą realizować swoje zainteresowania. Nie muszą biernie realizować wiedzy z podręcznika, więc nie mamy podręczników, które ograniczają zarówno ich, jak i nauczycieli. Do wiedzy można dochodzić różnymi ścieżkami i oznacza też wolność dla nauczyciela, który może przygotować indywidualne, kreatywne zajęcia – mówi nam Magda Nabiałek.
Pod specjalnym nadzorem
Okazuje się, że to działa w praktyce. Przedstawicielka szkoły mówi, że placówka jest regularnie wizytowana przez kuratorium oświaty.
– To nie jest tak, że nad nami nikt nie stoi i możemy sobie pozwolić na propagowanie abstrakcyjnej edukacji, wbrew podstawom programowym – mówi nam. Dodaje, że program jest realizowany, i to z reguły z rocznym wyprzedzeniem.
– Przełamanie granic i ograniczeń, które narzucają podręczniki i schemat lekcji, wbrew pozorom pomaga zrealizować podstawy programowe dużo szybciej, niż normalnie – mówi nam Magdalena Nabiałek.
Władza dla ucznia
Zasady, jakimi kieruje się szkoła zyskały najwyższe uznanie w międzynarodowym jury, oceniającym placówki zgłoszone do konkursu. Udało się jej przekonać 3000 głosujących osób do tego, że szkoła oddaje część władzy samym uczniom.
– Mowa o części władzy nad lekcją, swoją edukacją i przyszłością. Jak uczeń chce się uczyć na podłodze, bo tak mu wygodniej, to nie ma problemu. Ale to się wiąże z poczuciem naturalnej odpowiedzialności za siebie – twierdzi Nabiałek.
Dodaje, że szkoła trochę broni się przed takimi kategorycznymi określeniami, jak „najlepsi na świecie”. Bo to mogłoby oznaczać, że można spocząć na laurach.
– Naszym celem nie są najbardziej kreatywne (choć to też), nie najmądrzejsze (choć to też), ale przede wszystkim dzieci szczęśliwe, które rozwijają się zgodnie z tym kim są, jaki rodzaj wiedzy chcą zgłębiać – mówi.