Wymyślili innowacyjny napój na bazie propolisu. Ta swego rodzaju cola miała nie tylko nie niszczyć zębów, ale działać prozdrowotnie. Na razie pomysł utopili urzędnicy PARP.
– Cały proces inkubacji był dla nas horrorem. Nerwy, wiele nieprzespanych nocy, szantaże ze strony animatora platformy, że w razie nieposłuszeństwa będziemy ukarani negatywną rekomendacją do działania 1.1.2 [konkurs badawczo-rozwojowy-przyp.red.], ciągłe niezadowolenie animatora, nasze wielokrotne prośby o umożliwienie nam zrobienia badań nie przynoszące żadnych rezultatów, wystawianie nam zaświadczenia de minimis za usługi, których nam nie wyświadczono – wspomina w rozmowie z INN:Poland Mateusz Ciepliński ze spółki Pharmabion.
Propolis niezgody
Osią niezgody jest propolis, a w zasadzie napój na jego bazie. Wynalazek opiera się na wykorzystaniu tej właśnie substancji, czyli kitu pszczelego, który jest szeroko wykorzystywany w medycynie. Problemem było to, że propolis nie rozpuszcza się w wodzie, a tylko w alkoholu. A przez to nie można go wykorzystać jako dodatku do napojów czy żywności, szczególnie dla dzieci.
Tę przeszkodę pokonała Olga Krakowiak z Pharmabionu (prezes spółki), która opracowała metodę klarownego rozpuszczania propolisu w wodzie i postanowiła wykorzystać cenną substancję do produkcji soft drinków. Do współpracy zaprosiła profesjonalistów od tworzenia smaku. Efektem wspólnej pracy są dwa napoje – cola i lemoniada. Cała procedura jest strzeżona.
Pozostało wprowadzić napój na rynek. Wydawało się to proste, bo znaleźli odpowiedni program wsparcia – tzw. platformy startowe, w ramach Programu Operacyjnego Polska Wschodnia 2014-2020. Całość koordynuje Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.
I wtedy zaczęły się schody. Jak mówi nam Mateusz Ciepliński, start-upowi obiecywano złote góry, z których finalnie nie zobaczyli ani grosza. Najpoważniejszy zarzut to uniemożliwienie zrobienia badań produktu w ramach wspieranego projektu. Ciepliński twierdzi, że specjalnie wybrali ten właśnie program, bo jako jedyny dawał dostęp do laboratorium.
– Jedną z instytucji, które wspierają start-upy, jest Uniwersytet im. Jana Kochanowskiego w Kielcach, mający świetne i nowoczesne laboratoria. Zresztą animator, który się nami opiekował, zapewniał, że będzie taka możliwość. Okazało się, że to nieprawda – bo uczelnia uczestniczy w projekcie, ale jedynie w części promocyjnej i nie może udostępnić nam laboratorium – mówi nam Mateusz Ciepliński.
Dodaje, że w opcję nie wchodziło nawet odpłatne przeprowadzenie badań na uczelni – zabraniają tego zasady programu. Czuje się więc oszukany.
Nici z badań, wystarczą obrazki
Badania produktu są niezbędne do wprowadzenia go na rynek.
– Chodziło nam o przebadanie sposobu rozpuszczania propolisu, wymyślonego przez moją żonę, pod kątem możliwości wystąpienia reakcji alergicznych. Miód potrafi uczulać, propolis uczula dużo mniej, ale mimo wszystko warto wiedzieć, czy nie wiąże się to z jakimiś zagrożeniami. Bo jeśli nawet jedna na sto osób będzie silnie uczulona na propolis, to trzeba zawrzeć w informacji na opakowaniu – mówi nam Ciepliński.
Jak twierdzi, animator próbował im proponować, by zamiast badań, wynajęli (za pieniądze z projektu) firmę graficzną, która zrobi wizualizacje produktu. I te grafiki miały być przepustką do kolejnego etapu, czyli wsparcia finansowego. Ciepliński nie chce nawet tego komentować.
– Obrazki zamiast badań? Zamiast smaku, zapachu… - nie skorzystaliśmy z tej propozycji – mówi jedynie.
Niestety, do następnego etapu programu Pharmabion się nie dostał. Projekt został negatywnie oceniony – jak czytamy w uzasadnieniu – m.in. ze względu na brak przeprowadzonych badań. Mateusz Ciepliński i Olga Krakowiak oprotestowali tę decyzję, zwracając na uwagę karygodne błędy w dokumencie. Po pierwsze – instytucje uczestniczące w programie wsparcia dla start-upów notorycznie nie dotrzymywały ustawowych terminów.
Ciepliński wyliczył, że nie ponosząc żadnych konsekwencji, przekroczyły je łącznie o 60 dni. Samo ogłoszenie wyników, czyli decyzji, czy ich start-up dostał się do kolejnej rundy, zajęło PARP trzy tygodnie dłużej niż powinno. W rozmowach telefonicznych przedstawiciele PARP tłumaczyli to… sezonem urlopowym. Pismo z uzasadnieniem negatywnej oceny powinno być wysłane niezwłocznie po ogłoszeniu wyników. Do Pharmabionu dotarło 39 dni po tym fakcie.
Właściciele spółki odwołali się od decyzji, wskazując na liczne błędy w uzasadnieniu. Ich projekt został negatywnie zaopiniowany m.in. w punkcie dotyczącym innowacyjności. Dlaczego? To tłumaczy zawarty w dokumencie link do anglojęzycznej publikacji, w której opisano metody mieszania propolisu z alkoholem – czyli tego, czego Pharmabionowi udało się uniknąć i od czego próbowali uciec.
Dziś Ciepliński uważa, że udział w projekcie był błędem.
– Wszyscy myślą, że dostaliśmy nie wiadomo jakie pieniądze. To nieprawda, w pakiecie dostaliśmy wiele usług, których kompletnie nie potrzebowaliśmy. Mieliśmy na przykład dostęp do prawnika, który miał nas reprezentować przed sądem. Takiej potrzeby nie miała większość start-upów, a umowy nie dało się wypowiedzieć. Musieliśmy też specjalnie jechać na szkolenie z zakładania spółki akcyjnej. Było nam potrzebne? Nie – opowiada Mateusz Ciepliński.
Co na to PARP?
Do sprawy, na naszą prośbę, odniósł się rzecznik PARP, Miłosz Marczuk. Jego stanowisko niewiele wyjaśnia – otrzymaliśmy je już po odrzuceniu protestu spółki Pharmabion.
Spółka znalazła na szczęście inny sposób na rozpropagowanie swojego wynalazku. Rozpoczęła współpracę z właścicielem kilku dużych browarów, który wchodzi obecnie w produkcję napojów bezalkoholowych.
Reklama.
Miłosz Marczuk
rzecznik PARP
Zarzuty spółki dotyczące przeprowadzonej przez PARP oceny projektu oraz elementów współpracy spółki z Platformą startową TechnoparkBiznesHub w trakcie inkubacji, zostały starannie zbadane w ramach rozstrzygnięcia protestu, o którym mowa powyżej oraz wyjaśnione w korespondencji pisemnej i elektronicznej Departamentu Programów Ponadregionalnych Ministerstwa Rozwoju - Instytucji Zarządzającej dla Programu - do którego w tej sprawie zwracała się spółka