Stworzone z wielkim wysiłkiem przepisy ograniczające handel w niedziele trafiły na kolejną rafę. Rząd zapomniał o tym, że kontrolerom za pracę w niedziele trzeba płacić. W efekcie nie będzie komu sprawdzać, czy zakaz nie jest przypadkiem łamany.
Zakaz handlu w niedziele wejdzie w życie już z początkiem marca. Oznacza to, że inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy czeka więcej kontroli i to realizowanych w niedziele. Tymczasem nie dostali oni żadnych dodatkowych środków, na dodatek inspektorów od dawna brakuje. Można więc zaryzykować twierdzenie, że zakaz będzie jedną wielką fikcją.
– Jeśli chodzi o rok 2018, to nie mamy pieniędzy na nowe etaty inspektorskie, gdyż decyzją parlamentu zmniejszono budżet na wynagrodzenia zaplanowany przez urząd na bieżący rok. Tymczasem, jeśli mamy wykonywać kontrole zakazu pracy w niedziele istnieje potrzeba zwiększenia środków finansowych po to, by wzmocnić etatowo okręgowe inspektoraty pracy o nowych inspektorów pracy – mówi w TVN24BiS Danuta Rutkowska, rzeczniczka Państwowej Inspekcji Pracy.
PIP domagała się, by jej budżet na 2018 rok był wyższy od zeszłorocznego o 24 mln złotych. Większość pieniędzy miałaby iść na podwyżki dla inspektorów oraz stworzenie nowych etatów. Rząd podczas projektowania budżetu pokazał im figę – PIP dostał niespełna milion złotych więcej, niż rok temu a fundusz płac został zamrożony.
W PIP pracuje ok. 2,7 tysiąca osób, z czego ok. 1,6 tys. to inspektorzy. Trudno wymagać, by pracowali w niedziele bez dodatkowego wynagrodzenia.
– Rząd dokłada nam zadań, jakby wieszał kolejne bombki na choince - żalą się inspektorzy w TVN24BiS. Zapowiadają, że na pewno nie będą pracować 7 dni w tygodniu a niedzielne kontrole będą oznaczać mniej kontroli w tygodniu.
Na 2018 rok Państwowa Inspekcja Pracy zaplanowała 72 tys. kontroli. To o 10 tysięcy mniej, niż w 2016 roku.