Dwóch poznaniaków – Adam Krzak i Hubert Kawicki – otwarcie przyznaje, że o biznesie muzycznym nie ma większego pojęcia. Zwęszyli jednak interes w zarabianiu na bywalcach barów, którzy chętnie posłuchaliby swojej ulubionej muzyki. – Pomyślałem: „Skoro ludzie są skłonni są zostawić nawet kilkaset złotych na barze, by puszczono ich ulubiony utwór, to czemu nie dać im takie możliwości za ułamek tej kwoty” – tłumaczy Kawicki.
Twórcy Moozicore uznali, że zarobią na tzw. „muzyce tła”, czyli tym, co leci w pubach czy restauracjach, podczas gdy klienci zajęci są rozmową i konsumowaniem...tego, co konsumuje się w takich miejscach. Ich zdaniem to ogromna, niezagospodarowana do tej pory nisza.
– W Stanach Zjednoczonych mamy 620 tys. restauracji, 64 tys. barów, tawern i night-clubów oraz 37 tys. siłowni i klubów fitness. Tylko te ostatnie zrzeszają ponad 50 mln członków – wylicza Krzak.
Moozicore, czyli...maszyna grająca?
No dobrze, ale jak to właściwie działa? Krzak i Kawicki są w trakcie tworzenia aplikacji za pomocą której klienci będą mogli wykonać trzy czynności – głosować za umieszczeniem danego utworu na playliście w lokalu, w którym siedzą (5 centów), dodanie go do kolejki odtwarzania (50 centów) lub wciśnięcie go na playlistę bez kolejki (1,5 dolara). Pieniądze są ściągane z konta dopiero w momencie, gdy pierwsze takty piosenki wybrzmią w głośnikach nad głowami klientów.
Zapłata za piosenki nie będzie się jednak odbywać wyłącznie w dolarach, PayPal, czy przy użyciu kart kredytowych, ale również w specjalnej wirtualnej walucie stworzonej przez polski start-up – Moozicoin. Jej przedsprzedaż rozpoczęła się po Nowym Roku i potrwa do końca stycznia. W tym czasie inwestorzy mogą nabyć MZI (na razie wydano 250 milionów tokenów) w specjalnej cenie, co pozwoli poznaniakom sfinansować prace nad aplikacją i wprowadzić projekt na rynek amerykański.
W jaki sposób można kupić tokeny Moozicore? Tu sytuacja robi się już nieco skomplikowana. Można je bowiem nabywać za pomocą... etherum, czyli klasycznej kryptowaluty. Obecny kurs to 1 etherum= 90 tys. moozicoin. Do tej pory Polacy uzbierali już w ten sposób ponad 200 etherum, czyli w przeliczeniu, jakieś 760 tys. złotych. W sierpniu coiny polskiego start-upu będą już powszechnie dostępne – na rynek trafią wówczas w liczbie 750 milionów.
– W tej chwili w kwestii doboru muzyki jesteśmy skazani na właściciela lokalu. My pozwolimy dodawać klientom własne sugestie, bazując na dostępie do biblioteki ok. 20 mln licencjonowanych utworów – podkreśla Krzak. Po chwili dodaje jednak, że właściciel lokalu będzie miał również prawo... zbojkotować nasze życzenie. Wszystko to po to, by grupa fanów, dajmy na to, Justina Biebera, nie zamieniła klubu country w oazę muzyki swojego idola.
– W przeciwieństwie do Spotify i Tidal lub innych, niekomercyjnych serwisów, Moozicore jest w pełni licencjonowany i legalny dla wszelkiego rodzaju firm – podkreśla start-up na stronie internetowej.
A co z Polską?
Polacy zaczynają swoją przygodę od Stanów Zjednoczonych, przyznają jednak, że ze skalowalnością biznesu może być różnie. – W Europie wygląda to nieco inaczej, musielibyśmy podpisywać umowy oddzielnie z każdą organizacją. Dopóki ta dziedzina nie zostanie prawnie uregulowana, wejście Moozicore na Stary Kontynent będzie mocno utrudnione – opowiadają przedsiębiorcy.
Tym, jak na razie. za bardzo się jednak nie przejmują, skupiając się na robieniu szumu za oceanem. I to się powoli udaje. Niedawno na swoim Twitterze polską aplikację wychwalał np. John McAfee, twórca słynnego programu antywirusowego, a od pewnego czasu również wielki popularyzator idei kryptowalut.