Po tym telefonie spodziewałem się więcej. Z jednej strony można się nim zachwycić, z drugiej – rozczarowuje niektórymi patentami. Czy warto kupić flagowca od chińskiego Apple, za niecałe 2200 złotych?
Z jednej strony – jak najbardziej. Ten smartfon jest po prostu bardzo ładny, proporcjonalny, świetnie leży w dłoni. Delikatnie zaokrąglony ekran dodaje mu klasy. Całość została zaprojektowana przez Philippe’a Starcka i to widać. Na dodatek wpisuje się w najnowszy trend producentów – czyli ekranów bezramkowych. Smartfon ma proporcje ekranu 18:9. Dzięki temu jest smukły, a na wyświetlaczu mieści się sporo – ikonek, tekstu, zdjęć. To spory plus.
Ciekawostką może być fakt, że Xiaomi musiało oficjalnie poprosić Google’a o pozwolenie na zrobienie ekranu o tych proporcjach. W końcu to Google odpowiada za Androida i porządek w wytycznych dla producentów sprzętu i aplikacji. W Mountain View zapadło zielone światło, twórcy aplikacji dostali wytyczne, by przystosować swoje oprogramowanie do tych telefonów o tych proporcjach.
Świetnie się go używa – jest doskonale wykończony, przyciski (w liczbie sztuk trzech) rozmieszono intuicyjnie. Dość powiedzieć, że ja – człowiek niezdarny, o grubych paluchach – nie pomyliłem ich ani razu, nawet usiłując wyłączyć budzik o piątej nad ranem.
Ładny i szybki
Mi Mix 2 wpisuje się w modę na bezramkowce, ale robi to rozsądnie. Trzymając telefon w dłoni, nie wciśniesz nic bokiem ręki. Jest jednak jeden problem – wirtualny przycisk Home jest na tyle mały i tak blisko spacji na klawiaturze, że wiele razy minimalizowałem aplikację, zamiast robić przerwę między wyrazami. Drobiazg, ale denerwujący.
Technologicznie trudno mu coś zarzucić. Prędkość działania wywołuje „efekt wow”. Odpowiada za to ośmiordzeniowy procesor (4x 2,46 GHz + 4x 1,9 GHz) Snapdragon 835 i aż 6 GB pamięci RAM. Nakładka systemowa na Androida działa wspaniale, jest do bólu prosta i skuteczna. Nawet aparat fotograficzny, do niedawna bolączka Xiaomi, działa naprawdę dobrze i szybko robi ostre zdjęcia w każdych warunkach.
Wykonanie bez zarzutów
Świetne wrażenie robi obudowa. Plecki telefonu zrobiono z ceramiki. Ludzie z Xiaomi twierdzą, że zrobienie tej powłoki trwa tydzień. Najpierw jest wygrzewana w jakichś piekielnych temperaturach, potem prasowana pod naciskiem jaki daje batalion czołgów a na końcu robią z tego tył telefonu. Serio, tak mówią.
Pozachwycaliśmy się, czas przejść to mniej przyjemnych rzeczy. Telefon jest ładny, ale po minucie używania wygląda, jakby go przeżuł pies. Zbiera ślady palców i nie da się tego ukryć. Na szczęście Xiaomi dodaje za darmo (tzn. w pakiecie) plastikową obudowę. I jest ona świetna, doskonale leży, chroni telefon i czyni go tylko odrobinę brzydszym.
Do góry nogami
W innych sprawach pan Starck poszedł nieco za daleko. Aby zmniejszyć ramkę u góry telefonu, przeniósł obiektyw aparatu na dół urządzenia. Jeśli chcesz sobie zrobić selfika, to musisz obrócić telefon do góry nogami. Nie strzelam sobie zdjęć tuzin razy dziennie, ale mimo wszystko trochę to dziwne. Gorzej, że razem z aparatem przenieśli na dół diodę powiadomień. To mi się niezbyt podoba, jest po prostu mniej widoczna.
Minus energetyczny
Bateria… Co by tu o niej napisać. Powiem tak – przesiadłem się z Xiaomi Redmi Note 4, nieco mniej wypasionego, ale z baterią o pojemności 4 000 mAh. Z kolei bardziej prądożerny Mi Mix 2 ma zaledwie 3400 mAh. Intensywnie go użytkując, trzeba go raz dziennie podłączać do ładowarki.
Która, nawiasem pisząc, sama w sobie jest połączeniem geniuszu i niechlujstwa. Wspiera funkcję szybkiego ładowania, więc naładowanie telefonu trwa kilkadziesiąt minut.
Mi Mix 2 jest w założeniu telefonem globalnym, ma działać w każdej sieci (bijąc pod tym względem Samsunga S8 i iPhone’a X), więc standardowa ładowarka ma prostokątne wtyki, do tego dodana jest przejściówka z naszymi, okrągłymi. Idąc do pracy musisz więc wziąć kabel (bo to USB typu C, jeszcze słabo rozpowszechniony), samą ładowarkę, a do tego przejściówkę, która wygląda jakby zaraz miała się połamać, a jej wtyki ruszają się na wszystkie strony. Nie wiem, czy to jakiś felerny egzemplarz, czy wszystkie tak mają.
Jako codzienny użytkownik starszego smartfona Xiaomi, nie polubiłem Mi Mix 2 jeszcze za dwie rzeczy. Serio nie rozumiem, dlaczego producenci nowych smartfonów wyrzucają z nich gniazdo słuchawek 3,5 mm oraz radio FM. Streaming to nie wszystko, sieć nie działa wszędzie, wiedzą to wszyscy podróżujący. Jasne, gniazdo słuchawek zajmuje sporo miejsca wewnątrz telefonu, które można byłoby wykorzystać na inne rzeczy, ale ten trend mimo wszystko budzi mój opór.
Mi Mix 2 nie ma też pilota – czyli genialnego rozwiązania z niższych modeli. Mają one port podczerwieni, pozwalający na sterowanie domową (i nie tylko) elektroniką. Da się nim obsługiwać telewizor, wieżę, dekoder, wentylator i w zasadzie wszystko, co działa na pilota. Flagowiec pozwala na sterowanie tylko tymi urządzeniami, które można kontrolować przez Wi-Fi.
Poza tym trudno się już do czegoś przyczepić. Czytnik linii papilarnych działa świetnie i szybko, podobnie moduł NFC i wszystko inne, co ma na pokładzie. Niektórzy mogą narzekać na brak możliwości zainstalowania karty microSD, ale teoretycznie 64 GB (praktycznie ok. 51 GB) pojemności wewnętrznej powinno wystarczyć. Miłym dodatkiem jest opcja zainstalowania drugiej karty SIM – korzysta z tego wiele osób, które muszą być pod telefonem służbowym albo sporo podróżują.
Za te pieniądze – cudo
Sporym plusem jest cena. Niecałe 2200 złotych za taki telefon to w sumie okazja – o ile oczywiście ktoś potrzebuje takich parametrów. Weźmy tylko pod uwagę, że porównywalne modele konkurencji są sporo droższe. Dość powiedzieć, że Samsung S8 i podobne modele od LG czy Huawei nie kosztują mniej, niż 3000 – 35000 złotych.
Mimo wszystko Mi Mixa 2 po testach oddaję bez żalu i wracam do mojego ukochanego Redmi Note 4. Z gniazdem słuchawek, potężną baterią i pilotem do sterowania wszechświatem.