Premier zakłada, że do koalicji sprzeciwiającej się budowie gazociągu Nord Stream2, w której głównymi państwami są Polska i Ukraina dołączą też inne kraje. Głównym celem jest przyciągnięcie państw leżących w basenie Morza Bałtyckiego.
Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, powołując się na otoczenie premiera Mateusza Morawieckiego, polski rząd przede wszystkim chce przekonać kraje zachodnie, że budowa Nord Stream 2 nie jest projektem czysto biznesowym. W tym celu chce podkreślać jego wpływ na bezpieczeństwo w tej części Europy.
Bezpieczeństwo Ukrainy
Polski polityk uważa, że Nord Stream 2 może zagrozić bezpieczeństwu w regionie. Z resztą nie tylko on, ponieważ już wcześniej temat ten był poruszany w rozmowach polsko-ukraińskich. Prezydent Petro Poroszenko podczas spotkania z prezydentem Andrzejem Dudą mówił, że gazociąg ten stanowi „zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego nie tylko Ukrainy, ale i Polski”. Z opinią tą zgodził się polski prezydent i dodał, że inwestycja ta może być zagrożeniem nie tylko dla Polski, ale całej Unii Europejskiej.
Litwa wspiera Ukrainę
Również prezydent Litwy Dalia Grybauskaite, obawiając się zbyt silnego wpływu Rosji w regionie, co w jej opinii może doprowadzić do szantażu energetycznego, wsparła Ukrainę. Takich głosów poparcia jest w Europie więcej, ponieważ jeszcze w listopadzie 2017 o możliwym zachwianiu bezpieczeństwa mówili politycy z Łotwy i Danii.
To ostatnie państwo poszło o krok dalej i uchwaliło przepisy, które mogą zablokować budowę Nord Stream 2 na duńskich wodach terytorialnych. Może to doprowadzić do sporych utrudnień w budowie gazociągu, gdyż projektanci będą musieli zmienić jego przebieg w okolicach Bornholmu.
Przeciwne stanowisko przyjął nasz zachodni sąsiad. Jeszcze w 2016 roku niemiecka kanclerz Angela Merkel stała na stanowisku, że budowę nowego gazociągu uważa za projekt czysto biznesowy. I chociaż jak sama powiedziała, stara się zrozumieć stronę polską, to podkreśliła, że jest wiele sposobów dywersyfikacji dostaw gazu.
Gazprom nie ustępuje
Rozpoczęcie prac budowlanych zaplanowano na rok 2018, a inwestycja ma zostać oddana pod koniec następnego roku. Jednak, jak komentują dla „Dziennika Gazety Prawnej” eksperci, może się okazać, że uruchomienie Nord Stream 2 nie będzie możliwe przed rokiem 2021.
Jego ukończenie może oznaczać problemy w regionie, ponieważ doprowadzi do zmniejszenia tranzytu dotychczasowymi gazociągami. W najgorszej sytuacji może znaleźć się Ukraina, której budżet w dużej mierze zasilany jest przez opłaty tranzytowe. Nie bez znaczenia pozostanie też potencjalne zmniejszenie przesyłu przez gazociąg jamalski, który biegnie przez nasz kraj. – „Będzie to z pewnością karta przetargowa Rosjan przy negocjacjach ze stroną polską, na które się szykują, związanych ze zbliżającym się wygaśnięciem kontraktu tranzytowego i tzw. kontraktu jamalskiego na dostawy gazu rosyjskiego do Polski” – skomentował dla „Dziennika Gazety Prawnej” dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich.