Dzisiaj ruszyła pierwsza na świecie wyszukiwarka, która umożliwia sprawdzenie, ile informacji o nas samych przekazaliśmy dużym firmom. Co ważne, często sami się na taką inwigilację zgodziliśmy. A wystarczyło przeczytać regulamin...
Nowoczesność zmusza nas do korzystania z różnych nowinek. Często, by skorzystać z jakichś usług musimy mieć założony adres mailowy, albo posiadać konto na Facebooku, dostęp do komunikatora itp. Starając się nie odstawać od innych i nie stać się wykluczonymi cyfrowo, sami zakładamy konta mailowe, instalujemy komunikatory, korzystamy z różnych dodatkowych usług sieciowych, ale…
No właśnie jest jedno ale, i to bardzo istotne – dostawca każdej z usług sieciowych zanim pozwoli nam z niej skorzystać przedstawia nam swój regulamin, który często bez czytania akceptujemy. Głównie dlatego, że bez jego akceptacji nie skorzystamy z usługi.
Tymczasem okazuje się, że te reklamowane jako bezpłatne usługi wcale nie są darmowe. Jak mówi Kamil Kaczyński, kryptograf z Wojskowej Akademii Technicznej i jeden z twórców wyszukiwarki dostępnej pod adresem www.bringingprivacyback.com, walutą którą przyjdzie nam zapłacić za usługi jest nasza prywatność.
Ta wyszukiwarka pozwoli nam sprawdzić, kto i jakie informacje gromadzi o nas w sieci i do czego ich później wykorzystuje. Możliwe jest to dzięki zebraniu kluczowych fragmentów regulaminów i odsyłaniu do artykułów w znanych mediach.
Facebook wybierze ci znajomych
Decydując się na usługi świadczone przez Facebooka pozwoliliśmy mu na dość dużą swobodę w zbieraniu danych o nas.
Facebook przede wszystkim zbiera informacje o naszych komputerach i urządzeniach mobilnych, od danych technicznych urządzenia począwszy, na informacjach o dostawcach usług skończywszy. Zbiera również informacje o naszym położeniu korzystając z GPS-a i WiFi.
Co ciekawe, na podstawie miejsc naszego pobytu Facebook sam poleci ci dostępne w okolicy usługi i wydarzenia, a dodatkowo sam zaproponuje ci nowych znajomych.
Google śledzi cię zawsze i wszędzie
Korzystając z usług Google’a powinniśmy mieć świadomość, że zgodziliśmy się na śledzenie. A śledzą nas dosłownie po wszystkich możliwych śladach, adresie IP, danych z GPS-a, a także danych z punktów dostępowych WiFi. Tak jak Facebook, Google chce wiedzieć wszystko o sprzęcie, na którym zainstalowane są jego aplikacje.
Co ważne, Google będzie nas szpiegować nawet jeżeli wyłączymy wszystkie informacje o lokalizacji naszego urządzenia.
WhatsApp podkabluje na ciebie Facebookowi
W 2014 roku WhatsApp dołączyło do rodziny Facebooka, co oznacza, że może wykorzystywać informacje otrzymane od tej platformy i dzielić się z nią danymi zebranymi przez siebie. Oficjalna informacja mówi, że wszystko to robione jest wyłącznie w celu poprawy jakości świadczonych usług. Okazuje się jednak, że przekazują tez Facebookowi nasze numery telefonów, by ten lepiej mógł profilować reklamy.
Netflix nie gwarantuje bezpieczeństwa
Oni też zbierają dokładne informacje o naszych urządzeniach. Ale po co im informacja o statystykach stron, które odwiedzają użytkownicy ich serwisu? Co ciekawe, serwis informuje nas o tym, że zbiera o nas mnóstwo informacji próbuje zapewnić ich bezpieczeństwo, ale nie gwarantują 100 proc. pewności, że dane te nie wyciekną.
Ponieważ autorzy strony zdają sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka wszystkie te wiadomości mogą wydawać się nieprawdopodobne, dlatego też wszystkie przykłady popierają linkami do artykułów w wiarygodnych źródłach.
Pułkownik Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu.
Każdy z nas powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, na czym zarabiają dostawcy takich
usług, skoro są one darmowe. Odpowiedź jest prosta. Ich model biznesowy opiera się przede
wszystkim na gromadzeniu danych, bo to one są dziś najbardziej pożądanym towarem
biznesowym. My myślimy, że korzystanie z darmowych komunikatorów nic nas nie kosztuje,
tymczasem kosztuje i to dużo, bo płacimy za to utratą prywatności.