Pracodawcy często narzekają na pracowników, zwłaszcza na tych najmłodszych. Twierdzą, że są roszczeniowi, mają wymagania płacowe powyżej swoich kwalifikacji zawodowych. Czasem też znikają z pracy z dnia na dzień i tyle ich pracodawcy widzieli.
Być może jest to bardziej złożony problem. Dlatego też bliżej przyjrzał mu się „Głos Szczeciński” i spytał młodych pracowników gastronomii, co sądzą o swoich pracodawcach i warunkach zatrudnienia. Wyniki tych rozmów łatwo przewidzieć, ponieważ z podobną historią spotkało się wielu. Jednak znajdą się też pewnie i tacy, głównie pracodawcy, których te wyznania mogą szokować.
Bądź pomysłowy i ucz się
Tylko jak i kiedy? Niestety takim pytaniem najłatwiej odpowiedzieć pracodawcy, który jak wspomina między innymi Alicja, wymaga pracy przez 6 dni w tygodniu w wymiarze 12-16 godzin. Po takiej harówce każdy myśli tylko żeby jak najszybciej dotrzeć do swojego łóżka i wyspać się przed kolejnym dniem ciężkiej pracy.
Rozwiązaniem mogłyby być szkolenia opłacone przez pracodawcę. Mogłyby, gdyby tylko pracodawcy chcieli ponosić ich koszt. O tym wspomina jedna z kucharek, której jedyny kontakt ze szkoleniami polegał na przeczytaniu o nich w ogłoszeniu o pracę. Jak uważa dziewczyna, takie szkolenia to spory wydatek dla pracownika, który dopiero co wkroczył na ścieżkę kariery. Zauważa również, że nie są one pracownikom potrzebne prywatnie, a dla zwiększenia efektywności i poprawienia wyników w pracy. Dlatego też w jej opinii pracodawcy powinni za nie płacić, a jeżeli boją się, że pracownik po nich odejdzie, podpisać umowę lojalnościową.
Jak wyglądają umowy?
Mało kto z zapytanych wiedział jak one wyglądają, bo najzwyczajniej w świecie ich nie dostali. Krzysztof, jeden z barmanów wspomina, że przez dwa miesiące swojej pracy umowy nigdy nie zobaczył. Inny barman mówi, że umowa również była wyłącznie słowna, ale wypłatę zobaczył po raz pierwszy po dwóch tygodniach bezpłatnego okresu próbnego.
Nie licz na podwyżki
Większość z zapytanych przyznawała, że płace były poniżej wszelkich granic przyzwoitości, w niektórych przypadkach było to 4-7 złotych na godzinę i ewentualnie napiwki. Dlaczego ewentualnie? Jeden z kelnerów wspomniał, że przez okres jego „zatrudnienia” napiwki były zbierane do wspólnej puszki, która nigdy nie została otwarta.
Atmosfera pracy nawet jeżeli jest znośna, zmienia się gdy tylko pracownik wspomni słowem o podwyżce, zauważa jedna z byłych pracownic gastronomii. - Takie sytuacje rodzą straszny hejt w stosunku do wszystkich pracodawców z branży, nie mówiąc o samym zatrudniającym. Pracodawca szybko wyłapuje takie rzeczy, atmosfera się psuje i tak kończy się “kariera”.