Parlament Europejski przeznaczył 800 tys. euro na sprawdzenie, czy żywność i chemia sprzedawane przez zachodnie koncerny w Polsce, Czechach na Słowacji i Węgrzech, rzeczywiście są gorszej jakości. Wielu konsumentów dostrzega różnicę na gorsze w towarach wysyłanych do krajów „nowej Unii”.
Na zlecenie UE zostaną przebadane produkty sprzedawane w 28 krajach Unii. Pod lupę trafią przede wszystkim żywność i chemia. Do badań dorzuci się także Komisja Europejska – wykłada na ten cel dodatkowy milion euro. Ośrodek badawczy Joint Research Center w Geel pod Brukselą będzie miał więc do dyspozycji 1,8 mln euro.
Słynna "niemiecka chemia" Badacze sprawdzą składy produktów, zgodność z informacjami na etykietach oraz ich wagę i objętość, zwrócą też uwagę na ceny - pisze portal Euractiv.pl.
– Słyszy się na przykład, że w składzie ciasteczek we Francji jest masło, a w tych samych importowanych do Polski jest już olej palmowy, mimo że to ta sama marka – mówi europosłanka PO Róża Thun. To ona zwróciła się do Parlamentu Europejskiego, aby sfinansował badania.
Olej palmowy jest też np. w chipsach sprzedawanych w Czechach. Ta sama firma w Niemczech sprzedaje produkt o tej samej nazwie, ale do ich smażenia używa droższego i lepszego oleju słonecznikowego.
Firmy spożywcze oczywiście zaprzeczają oskarżeniom, twierdząc, że skład produktów na różne rynki może się delikatnie różnić, bo różne nacje mają różne upodobania. Thun uważa, że jeśli skład produktu jest inny, nie może być sprzedawany pod tą samą nazwą i w tym samym opakowaniu co oryginał.
Problem dotyczy też środków czyszczących i piorących. Wielu Polaków uważa, że tzw. niemiecka chemia jest wyższej jakości niż produkty, które możemy znaleźć w naszych supermarketach.
Thun dodaje, że dostała sygnały, iż również tekstylia na rynki nowej Unii są gorszej jakości, niż te, które trafiają np. do Francji czy Włoch.